William Drejer to cudowne dziecko duńskiego żużla. Niespełna 17-letni zawodnik trafił do Tarnowa z polecenia innego Skandynawa, Kennetha Hansena. Starszy kolega już jakiś czas temu dostrzegł potencjał młokosa i zaproponował ściągnięcie go do Tarnowa. Warto było. Drejer zdobył sześć punktów. William dzielnie walczył ze znacznie bardziej doświadczonymi rywalami, a w parku maszyn jak w ukropie uwijała się jego mama. Jest mechanikiem swojego syna. Zmienia przełożenia, biega z kluczami i generalnie robi wszystko, co należy do zadań żużlowego majstra. Świadkowie mówią, że radzi sobie bardzo dobrze. Tym samym mamy przykład mamy, która nie ogranicza się do kibicowania synowi z trybun. Dotychczas w takiej roli je widzieliśmy. Choć mamę Patryka Dudka śmiało można nazwać kimś w rodzaju jego menedżera. W każdym razie na pewno nie grzebie przy sprzęcie. Powrót do przeszłości zdał egzamin Dopuszczenie do rozgrywek 2. Ligi juniorów spoza Polski było strzałem w dziesiątkę, o czym kolejny raz przekonujemy się na przykładzie Drejera. Dzięki nowemu-staremu przepisowi możemy oglądać takich zawodników, jak Timi Salonen, Steven Goret czy Drejer właśnie. Inna sprawa, że poznając tych żużlowców uświadamiamy sobie, jak dobrze mają polscy młodzieżowcy. Wielu naszych nastolatków ma team i busa z salonu. Drejer zaś nie ma profesjonalnego mechanika, a wspomniany Salonen jeździ busem, który wygląda jakby zaraz miał się rozlecieć.