Tuż po godzinie siedemnastej w Zielonej Górze rozpoczął się pierwszy mecz półfinałowy eWinner 1. Ligi. Stelmet Falubaz Zielona Góra podejmuje na własnym torze Abramczyk Polonię Bydgoszcz. Jak na razie lepiej w tym spotkaniu radzą sobie miejscowi. Po dziesięciu zakończonych biegach, ku zaskoczeniu większości, prowadzą 34:26 i wszystko wskazuje na to, że zielonogórzanie pojadą na rewanż do Bydgoszczy z jakąś zaliczką. Niestety w wyścigu ósmym doszło do sytuacji, których na torach żużlowych chcielibyśmy oglądać jak najmniej. Fricke na pierwszym okrążeniu musiał gonić Miedzińskiego W pierwszym podejściu do tego biegu najlepiej ze startu wyszli żużlowcy startujący z wewnętrznych pól startowych - Adrian Miedziński (Abramczyk Polonia Bydgoszcz) i Max Fricke (Stelmet Falubaz Zielona Góra). Australijczyk wykorzystał przegrany start, wyniósł się w pierwszym łuku szeroko, żeby nabrać jak największej prędkości na przeciwległej prostej. Plan okazał się trafiony, bo Fricke nie miał najmniejszych problemów z dogonieniem Adriana Miedzińskiego i Australijczyk zaatakował Polaka wjeżdżając w drugi łuk bardzo blisko krawężnika. Miedziński przytomnie zostawił mu miejsce i wiedząc, że siła ośrodkowa wyrzuci zawodnika Falubazu na zewnętrzną część toru, nie wynosił się zbyt szeroko, tylko przejechał wiraż bliżej środka toru. Miedziński i Fricke spotkali się na wyjściu z łuku Ruch Miedzińskiego okazał się słuszny, bo na wyjściu z drugiego łuku pierwszego okrążenia Fricke i Miedziński jechali bark w bark. Niestety jazda w kontakcie jest szalenie niebezpieczna, gdy jeden z zawodników straci kontrolę nad motocyklem - a tak było w tym przypadku. Żużlowiec Abramczyk Polonii Bydgoszcz musiał najechać na bardziej przyczepne miejsce, bo jego motocykl podniosło i wyciągnęło w kierunku bandy. Niestety pomiędzy Miedzińskim a - już nie dmuchaną - bandą, był jeszcze Fricke. Gdyby Miedziński był sam, być może zdołałby opanować sytuację przed, czy nawet po zderzeniu z ogrodzeniem. Niestety zawodnik najpierw wjechał w kolegę z toru, a później pomknął z nim w kierunku bandy. Upadek wyglądał naprawdę fatalnie. Miedziński w szpitalu, Fricke jedzie dalej Jak się okazało, wypadek był gorszy w skutkach dla zawodnika bydgoskiej Polonii. Po odbiciu się od bandy, Miedziński uderzył jeszcze głową o tor i najprawdopodobniej stracił przytomność. Bardzo szybko pojawili się przy nim ratownicy i przez kilkanaście minut opatrywali zawodnika najpierw na torze, a później w karetce. Po wszystkim zawodnik odjechał w karetce na sygnale do szpitala. Dużo lepiej wygląda sytuacja Maxa Fricke. Choć oczywiście żużlowiec musi być po takim uderzeniu poobijany, to "nic poważniejszego" mu się nie stało i kontynuuje swój udział w zawodach. Zobacz także: Kiedy oni coś z tym zrobią? To kompromitacja! To było najlepsze show ostatnich lat! Czeka nas powtórka? Walka o sześć milionów znowu na uboczu