- Gdybym przestał jeździć, zaoszczędziłbym sobie wielu nerwów i stresu. Żużlowiec żyje z dnia na dzień. Cieszę się jednak, że wróciłem, bo to kocham - mówił nam Grzegorz Zengota, gdy już wyszedł na prostą po leczeniu kontuzjowanej nogi. Te zdjęcia mroziły krew w żyłach Półtora roku żył w niepewności, a półtora miesiąca w strachu. Półtora roku zajęło mu leczenie, półtora miesiąca wisiała nad nim groźba amputacji nogi. - Ciary mi wtedy przeszły. Szczęście, że do tego nie doszło - przyznał. Kiedy już stało się jasne, że uniknie najgorszego, wrzucił na media społecznościowe zdjęcia kontuzjowanej nogi, Widok był przerażający. Kończyna wyglądała okropnie. Blizny po szwach i przeszczepach oraz obrzęk robiły piorunujące wrażenie. - Źle czułem się, z tym że każdy, kto mnie spotykał, zerkał na moją nogę. Ludzie słyszeli, że groziła mi amputacja i patrzyli. Zastanawiałem się, co zrobić, żeby tę bombę rozbroić. Pokazałem, żeby przestali patrzeć. Cieszę się, że to zrobiłem, bo teraz czuję się z moją nogą dobrze. Jest, jaka jest, ale ja ją akceptuję, cieszę się, że ją mam - tak tłumaczył swoje zachowanie zawodnik. Błąd hiszpańskich lekarzy Nie byłoby tego całego dramatu Zengoty, gdyby nie błąd lekarzy. Kontuzji doznał, będąc na zgrupowaniu w Hiszpanii. Błyskawicznie znalazł się w jednej z tamtejszych klinik. Dodajmy bardzo renomowanej. Kiedy przekraczał jej próg, myślał, że dzięki szybkiej interwencji za dwa, góra trzy miesiące wróci na tor. Kiedy jednak wrócił z Hiszpanii do Polski i trafił pod opiekę naszych lekarzy, to nagle okazało się, że choć za to wstępne leczenie sporo zapłacił, to wyszło to kiepsko. Wypadła mu jedna z żył zasilających nogę w krew i to się skończyło martwicą. - Leczyłem się w Łęcznej, w komorze hiperbarycznej. Ciśnienie w takiej komorze rozszerzało naczynia. Minęło te półtora miesiąca i usłyszałem, że może coś z tej nogi będzie. Kamień spadł mi z serca - przyznał kiedy już było po wszystkim, kiedy dowiedział się, że błąd hiszpańskich lekarzy pozostanie bez poważniejszych konsekwencji. Nigdy nie pozwał hiszpańskich lekarzy za błąd w sztuce. Najpierw skupiał się na tym, żeby uratować nogę, a potem na tym, żeby dać sobie drugą szansę w sporcie. Gdyby to nie był żużel, to w ogóle nie miałby szans na powrót. - Ta kontuzjowana noga jest teraz o prawie trzy centymetry krótsza, ale na żużlu mogę jeździć na szczęście - przyznaje, choć z harmonogramu przygotowań musiał wyrzucić bieganie sprintów. Boniek obwieścił jego powrót na tor Do żużla wrócił pod koniec 2020 roku. To już była końcówka sezonu. O jego powrocie pisał na Twitterze Zbigniew Boniek, bo też Zengota związał się z jego ukochanym klubem, pierwszoligową Polonią Bydgoszcz. Eksperci mówili wtedy o cudzie, bo trudno było uwierzyć w to, że zawodnik po 2-letniej przerwie, na dokładkę z pokiereszowaną nogą, będzie w ogóle jeździł. Gdy już stało się to faktem, uznano, że wyżej nie podskoczy. Będzie robił to, co kocha, ale nie wyżej niż na poziomie 1. Ligi. Zengota powiedział jednak wprost: za trzy lata widzimy się w Ekstralidze. Przez te 3 lata udało mu się wiele osiągnąć, jak na zawodnika, który nie jest w pełni sprawny. W 2020 uratował Polonię przed spadkiem. Rok temu powtórzył wyczyn, ratując przed spadkiem ROW Rybnik. Chyba dlatego Ekstraliga znowu spojrzała na niego łaskawym okiem. Jego transfer rozważały Cellfast Wilki Krosno, ale ostatecznie trafił do Fogo Unii Leszno. Właściwie to należałoby napisać, że wrócił, bo już był w tym klubie i zdobywał z nim tytuły. Dokładnie dwa. Miał być pierwszy do skreślenia Jeszcze zanim rozpoczął się sezon, mimo całej sympatii do Zengoty, spekulowano, że może okazać się najsłabszym ogniwem, że będzie pierwszy do wymiany. On już jednak w pierwszym meczu pokazał, że nie można go skreślać. Pojechał wyśmienicie, wygrał ostatni bieg i zapewnił swojej drużynie wygraną z Wilkami. Z tymi Wilkami, które ostatecznie uznały, że lepszy będzie dla nich Krzysztof Kasprzak. Teraz pewnie plują sobie w Krośnie w brodę. - Zależało mi na tym, by dobrze wejść w sezon. 15. wyścig i danie zwycięstwa zespołowi powoduje, że moja radość jest wielka. Chciałem tego, nie ma co ukrywać. Cieszymy się niesamowicie z wygranej w takim stylu. Widowisko mogło się podobać, a osobiście jestem z siebie mega dumny, że mogłem to zwycięstwo leszczyńskim kibicom dać - powiedział nam Zengota po inauguracji ligi.