Zbierają okruchy z pańskiego stołu GKM, to taki klub, w którym w niby wszystko się zgadza, jest postrzegany jako rzetelny płatnik, funkcjonuje on jak w szwajcarskim zegarku, działacze prowadzą rozsądną politykę finansową, ale brakuje najważniejszego, czyli wyniku. A to jest pochodną tego, że tamtejszym działaczom od lat ciężko przekonać do siebie gwiazdy, po które, co roku z żelazną konsekwencją ochoczo ruszają. Niestety najczęściej odbijają się od ściany, ich zapał gaszony jest bardzo szybko. "Ale wy nie macie play-offów, nie walczycie o medale i wcześnie kończycie rozgrywki" - padają argumenty. To jest główny powód, dlaczego Grudziądz nie jest atrakcyjnym kierunkiem. To już pewne, ten sezon po raz enty nie będzie odstępstwem od przykrej reguły. Krecią robotę robi też od dawna zabetonowany do cna rynek. Grudziądzan w play-offach nie ma regularnie. M.in. z takich pobudek GKM stracił przed sezonem 2021 swojego lidera Artioma Łagutę. W klubie stawano na rzęsach, żeby go zatrzymać i obudować wokół Rosjanina skład na kilka meczów ekstra, ale ich starania spełzły na niczym. Zresztą nie bez przyczyny ligową tabelę zamykają dwa zespoły - Arged Malesa i GKM, a te jako jedyne nie posiadają w swoich kadrach chociaż po przedstawicielu z elitarnego cyklu Grand Prix. Dwóch pewniaków do dziesięciu punktów w zawodach też można szukać ze świecą. Zawodnicy potrafią świetnie liczyć. Z prostego ekonomicznego rachunku wychodzi, że żużlowiec szuka w pierwszej kolejności zespołu, w którym odjedzie więcej meczów, a co za tym idzie lepiej zarobi. Co z tego, że Grudziądz przebije kogoś o "parę złotych", skoro summa summarum w portfelu nie będzie się zgadzać. Współczuję prezesowi Marcinowi Murawskiemu. Ma naprawdę przerąbane. Co roku żywi się wielkimi nadziejami, że tym razem uda się przekonać jakąś "grubą rybę", która zrobi w jego drużynie różnicę, a kończy się jak zwykle, czyli rozczarowaniem i zbieraniem okruchów, które spadną z pańskiego stołu. Raz, że ciężko odkleić od siebie łatkę ekipy, która może bukować bilety na wakacje już terminach sierpniowych, a dwa takie blamaże jak np. ten piątkowy we Wrocławiu nie pomagają w przeprowadzeniu ofensywy transferowej. Gwiazdy nie dla GKM-u Niestety taki smutny los GKM-u, że jest traktowany przez zawodników ze światowego topu jak trędowaty, klub gorszego sortu i najbardziej awaryjna opcja na wypadek fiaska rozmów z innymi klubami. Ewentualnie żużlowcy grzecznie wysłuchują propozycji i jadą podbijać "bębenek" dalej. Niedawno w Grudziądzu zarzucali sieci na krajowe strzelby - Patryka Dudka i Szymona Woźniaka. Poszły oferty do Mikkela Michelsena i Andersa Thomsena. Prezes między wierszami przebąkiwał o pokusie wymiany dwóch polskich seniorów, ale szybko musiał zrewidować swoje plany. O ile dni Przemka Pawlickiego są policzone, o tyle akcje Krzysztofa Kasprzaka w ostatnich tygodniach znacznie wzrosły, bo po prostu trudno znaleźć na polskim podwórku wartościowy zamiennik. Murawski może, co najwyżej przyglądać się jak inni wyrywają sobie z rąk największe armaty, a w międzyczasie z braku laku grzebać w nieoczywistych nazwiskach, które a nuż, widelec wypalą. Takim zbiegiem było wzięcie np. Wadima Tarasienki. Wojna za naszą wschodnią granicą i wykluczenie Rosjan sprawiła, że nie przekonaliśmy się póki co, o słuszności tej decyzji Pozostało wertowanie CV zawodników ambitnych, względnie tanich, bez jeszcze bez ugruntowanej pozycji w PGE Ekstralidze. W czołówce eWinner 1. Ligi jest kilku zawodników, którzy z miłą chęcią spróbowaliby zbudować swoją markę i zaczepić się w elicie, a GKM byłby dla nich idealnym przystankiem.