Ostatnie sezony były fatalne w wykonaniu juniorów toruńskiego zespołu. Kibice i włodarze klubu niemalże przed każdym biegiem juniorskim wpisywali w ciemno jeden punkt po stronie młodzieżowców Apatora. Sytuacja zmieniła się, kiedy Unia Leszno zagościła do Torunia, bo juniorzy Apatora zaliczyli bardzo dobry mecz, a syndromy świetnej formy pokazywali już podczas przedsezonowych sparingów. Wygląda na to, że Piotr Baron dotarł do młodych żużlowców i nieco ich odblokował. Kiedy Baron przyszedł do Unii, z marszu zdobył cztery drużynowe mistrzostwa Polski. Teraz pozytywnie zadziałał na toruńską młodzież. To prawdziwy cudotwórca. - Nasi juniorzy potrafią jechać na dobrym poziomie, ale czasami im głowa nie pozwala, żeby to pokazać. Podczas meczu z Unią pokazali, co potrafią, a teraz będzie wszystko od nich zależało, czy będą kontynuować dobry wynik, jaki zrobili, czy nie. Zapewne na wyjazdach będzie gorzej, u siebie lepiej. Tak to jest z młodzieżowcami. Muszą nabierać doświadczenia, więcej jeździć i będzie lepiej - mówi nam menedżer Apatora, Piotr Baron. W Toruniu nie ma podziału na trenera od młodzieży ani od zespołu seniorskiego. Cały sztab współpracuje na każdym polu. Serce drżało mocniej Od 2017 roku Piotr Baron pracował na stanowisku menedżera Fogo Unii Leszno. Druga kolejna PGE Ekstraligi to spotkanie zarówno z leszczyńskim zespołem, jak i pierwsze, które na toruńskiej Motoarenie poprowadził utytułowany menedżer. - Serce drżało dlatego, że był to pierwszy mecz w Toruniu, który miałem okazję prowadzić, a to nie było łatwe. Wiadomo, że mieliśmy gorsze spotkanie wcześniej, a presja była ogromna na to żeby wywalczyć korzystny wynik dla Torunia. Udało się wszystko i jesteśmy zadowoleni, ale nie popadamy w hurraoptymizm - wyznał Piotr Baron.