Świat widział wiele młodych perełek, które niestety nie pokazały pełni potencjału, wkraczając w dorosły żużel. Tak jest w tym przypadku. Kibice coraz bardziej się martwią. Talent czystej wody. Wróżono mu świetlaną przyszłość Bartosz Smektała to diament ze szkółki Romana Jankowskiego. Jako młodzieżowiec osiągnął wszystko. Walnie przyczynił się do sukcesów Fogo Unii Leszno. Z nią zdobył pięć złotych medali mistrzostw Polski. Odliczano dni, kiedy Smektała zrobi kolejny krok i stanie się gwiazdą na arenie międzynarodowej. To jednak nie nastąpiło. Jest jeszcze gorzej. Polak popadł w marazm i nie wiele wskazuje na to, że się z niego wydostanie. Pogubił się w momencie, kiedy odchodził z Leszna. Od tamtej pory nie jest sobą. Kibice wskazują jeszcze, że 25-latek jest za grzeczny dla przeciwników. Jeśli nie wygra zdecydowanie startu, to nie spodziewają się po nim odważnych ataków na dystansie. Zostawia miejsce rywalom. To ich wścieka Kibiców z Leszna to boli. Przyzwyczaili się do wychowanków, którzy robili cuda na torze. Damian Baliński przez lata był krytykowany za ostrą jazdę. Była ona jednak skuteczna. Podobnie z Piotrem Pawlickim, który często jeździ na granicy faulu. Z najświeższych przykładów można wskazać Dominika Kuberę. Błyskawiczny moment startować i brak sentymentów na trasie to jego główne cechy. U Smektały jest inaczej. Trenerzy wielokrotnie mówią, że mistrzem świata nie zostają grzeczni chłopacy. Bartosz woli po prostu jeździć, niż się ścigać na żużlu. Nie ryzykuje zbyt często, a gdy widzi, że nie ma dla niego miejsca, to po prostu odpuszcza. To nie zadowala fanów, bo w ten sposób traci nawet kilkanaście ważnych punktów w trakcie sezonu. To później przekłada się chociażby na wynik zespołu. Unia znów będzie walczyć o utrzymanie. Te cenne "oczka" mogą okazać się w ogólnym rozrachunku kluczowe.