88. Plebiscyt Przeglądu Sportowego przeszedł do historii. Sportowcem 2022 roku w Polsce została zgodnie z oczekiwaniami Iga Świątek. Cytując klasyka, jej ten sukces po prostu się należał. Jak zwykle nie brakowało kontrowersji, barwnych komentarzy i tradycyjnych kłótni w domach polskich kibiców o miejsca niektórych sportowców. Coraz częściej zapominamy jednak, że mamy do czynienia z plebiscytem popularności. Oczywiście wyniki na arenach są najważniejsze, cykliczność imprez ma ogromne znaczenie, ich ranga, ale na końcu i tak głosują fani. Każdy przyjmuje własne kryterium, kieruje się swoimi odczuciami do danej dyscypliny i konkretnego człowieka. Dlatego tak często układ na podium, jest subiektywną opinią kibiców. Nie podałby ręki Fajdkowi Z plebiscytami jest trochę jak z tymi mężczyznami, którzy przekomarzają się o wyższości brunetek nad blondynkami i odwrotnie. A o gustach się nie dyskutuje. Ja np. byłem przekonany, że w dziesiątce znajdzie się nasz najlepszy piłkarz na Mundialu w Katarze - Wojciech Szczęsny. Bramkarz Juventusu obronił dwa rzuty karne i głownie dzięki niemu reprezentacja po raz pierwszy od trzydziestu sześciu lat wyszła z grupy na mistrzostwach świata. Czy na "pudło" zasłużył Robert Lewandowski? Nigdy nie podniecały mnie zdobywane w rozgrywkach klubowych przez naszego napastnika złote buty, armatki itp. Dla mnie liczył się dorobek w kadrze. A ten był w ostatnich kilku miesiącach mizerny. Zawsze się nakręcaliśmy, że skoro mamy kogoś na równi z Messim i Ronaldo, to on nas poprowadzi na wielkiej imprezie do czegoś dużego. Wyszła klapa i nazywajmy rzeczy po imieniu, Lewandowski wskoczył na trzecie miejsce w plebiscycie za nazwisko. Taka drobna dygresja, Kylian Mbapppe w wieku dwudziestu trzech lat jest już królem strzelców mistrzostw świata. Broń Boże nie obrażam się, nie kontestuje wyboru kibiców. Nie płaczę i nie tnę też równo z trawą wszystkiego dookoła jak dziewiąty w plebiscycie Paweł Fajdek, któremu wyszła słoma z butów. Zasada jest prosta. Jeśli nie odpowiada ci towarzystwo, to nie przychodzisz na imprezę. Po co się męczyć? Jeśli naszemu mistrzowi świata w rzucie młotem nie podoba się bycie w ścisłej czołówce sportowców z tym kraju, to trzeba było wziąć kurtkę z szatni i pójść do hotelu. Pan Fajdek zaoszczędziłby nerwów sobie, partnerce oraz ludziom przy stoliku. Można starać się być na siłę kontrowersyjnym, zabawnym, ale są granice pewnej kultury i dobrego smaku. A tutaj wyraźnie zabrakło klasy. To co Fajdek powiedział przy odbiorze statuetki było akurat najmniejszym problemem, ale brak wyjścia z wszystkimi laureatami do wspólnego, tradycyjnego zdjęcia na koniec transmisji telewizyjnej przypominało naplucie w twarz. Pan Paweł strzelił focha, a potem pokazał jakim szacunkiem darzy kolegów i jakim jest typem człowieka. Nie wiem jak wyglądały kuluary balu, ale takim skandalicznym zachowaniem Fajdek wystawił sobie jak najgorsze świadectwo. Gdybym stał na podeście, miałbym potem duży kłopot z podaniem mu ręki. Może pan Fajdek powinien napisać petycję z prośbą o rezygnację z jego uczestnictwa albo nie branie go pod uwagę niezależnie od wyników jako kandydata do plebiscytu. Druga lokata Bartka Zmarzlika, to podwód do dumy dla całego środowiska umiłowanego w żużlu. Nasz mistrz świata otrzymał Czempiona za dokonania indywidualne, ale ta nagroda ma wymiar symboliczny. Nie byłoby Bartka tak wysoko, gdyby na przestrzeni lat żużel w Polsce nie rozwijał się w ekspresowym tempie. Gdyby do żużla nie pompowano szerokim strumieniem coraz większej kasy. To zasługa całej organizacji - Speedway Ekstraligi, stacji telewizyjnych, które ten produkt pięknie opakowały i znakomicie go promują. Nastąpiła profesjonalizacja całej dyscypliny. Kiedyś ten czarny sport dźwigał na swoich plecach Tomasz Gollob, teraz żużel stał się konkurencyjny dla piłkarskiej Ekstraklasy, czyli doszło do czegoś, co jeszcze niedawno nie mieściło nam się w głowie. Przebijamy szklany sufit, ale jest jeszcze sporo do zrobienia, bo jak powszechnie wiadomo, kto nie idzie do przodu, ten się cofa Regularnie, co roku, a szczególnie w tych trudnych czasach, zwycięzcą kategorii mecenas sportu powinien być statystyczny Jan Kowalski, a więc człowiek, który wyciąga z kieszeni zaskórniaki i kupuje bilet na mecz ukochanej drużyny. Nie żadna spółka skarbu państwa, która finansuje sport z publicznych pieniędzy, albo facet, który stoi na czele takiej organizacji. Dla mnie taki proceder jest nie przyjęcia. Jacek Frątczak