Gorzów, 2017 rok. Finałowy wyścig turnieju o IMP. Miejscowy faworyt Bartosz Zmarzlik odpadł w poprzedniej fazie, został wykluczony z półfinału za upadek na pierwszym łuku. W ostatnim biegu ze startu urywa się 24-letni Szymon Woźniak ze Sparty Wrocław, który nie oddaje prowadzenia aż do mety. Jeszcze przed jej przekroczeniem zalewa się łzami. Przed zawodami nie stawiał na niego nikt. Jego wywiad udzielony chwilę później Kubie Zborowskiemu z Canal+ przejdzie do historii. Chusteczek potrzebowali chyba wszyscy telewidzowie. Zielona Góra, 2012 rok. W zawodach nie biorą udziału Gollob, Hampel ani Kołodziej, ale kto pamiętałby o tym po tylu latach? Tomasz Jędrzejak wygrywa siedemnastą gonitwę, zsiada z motocykla i kładzie się na torze. Wie już, że został właśnie indywidualnym mistrzem Polski. Ma 33 lata i to jego największy triumf w całej karierze. Kibice przecierają oczy ze zdumienia, wszyscy rywale podrzucają go w powietrze i nikt nie podejrzewa jeszcze jaką tragedią zakończy się pisany przez mistrza rozdział historii polskiego speedwaya. Leszno, 2008 rok. Komplet punktów Adama Skórnickiego - nieco zapomnianego już wówczas zawodnika, który przez 3 poprzednie lata pałętał się po niższych poziomach rozgrywkowych. Na Smoczyka późniejszy mistrz przyjechał z jednym motocyklem i kowbojskim kombinezonem z legendarnymi frędzlami. Na przyczepnym torze odstawił do kąta wszystkich faworytów, po czym wyznał dziennikarzom, że ten sukces znaczy dla niego tyle samo, co mistrzostwo świata. Miał być rezerwowym, został mistrzem kraju Zielona Góra, 1982 rok. Andrzej Huszcza w finale miał być tylko rezerwowym, ale jeden z gnieźnian musiał zrezygnować ze startu z uwagi na kontuzję. Ulubieniec lokalnej publiczności przystąpił do turnieju na sporym dopingu - poprzedniej nocy odwoził na porodówkę swoją żonę, a rano na świat przyszła ich córka. Naładowany dopaminą zielonogórzanin 5 wybitnymi wyścigami sprawił, że całe jego miasto było tego dnia niemniej szczęśliwe od niego. Został mistrzem kraju! Takie opowieści można by wyliczać w nieskończoność. Defekt Henryka Gluecklicha w 1972, tunerski debiut Ryszarda Kowalskiego i triumf Wojciecha Żabiałowicza w 1987, Jacek Krzyżaniak odbierający medal za zwycięstwo w 1996 pod gradem butelek ciskanych w niego przez częstochowskich kibiców, Tomasz Gollob wywracający w finale swego klubowego kolegę Piotra Protasiewicza. Nie ma chyba na świecie turnieju, który widział więcej niż finały IMP. Tym razem prawdopodobieństwo sensacji jest mniejsze. Jednodniowy finał zastąpiono cyklem trzech turniejów, z których pierwszy odbędzie się już dziś w Grudziądzu. Opakowanie zawodów zmieniono nie do pokazania. Jego sens pozostał jednak ten sam - najlepszy zawodnik może założyć na głowę czapkę Kadyrowa i tytułować się najlepszym żużlowcem Polski. Jeden, trzy czy pięćdziesiąt osiem turniejów? To sprawa drugorzędna. Obejrzenie finału IMP jest obowiązkiem każdego szanującego się fana czarnego sportu.