Lindgren zasilił częstochowski klub przed sezonem 2018, przenosząc się pod Jasną Górę ze zdegradowanego z PGE Ekstraligi ROW- Rybnik. Od razu wprowadził kibiców i ekspertów w zachwyt, bo w pierwszych swoich meczach był wręcz nie do złapania. Media prześcigały się w komplementowaniu jego jazdy, a najczęściej określano go przymiotnikiem "kosmiczny". Lindgren miał już dosyć Z każdym kolejnym rokiem w Częstochowie było jednak nieco słabiej. Szwed pod względem skuteczności w sezonach 2019-2020 spadł pod koniec drugiej dziesiątki. Miniony rok zaś okazał się totalnym rozczarowaniem. To głównie przez słabe wyniki Lindgrena, mający medalowe aspiracje Włókniarz, nawet nie awansował do play-off. Szwed był wyraźnie znużony żużlem. Nie potrafił dojść do porozumienia z menedżerem zespołu, Piotrem Świderskim, który próbował wtrącać mu się nawet w ustawienia motocykli. Do tego doszły jeszcze problemy zdrowotne. W efekcie tuż po ostatnim turnieju cyklu Grand Prix, Szwed przedwcześnie zakończył sezon (zrezygnował m.in. z finału Speedway of Nations i z udziału w meczu Polska-Reszta Świata - przyp. red.). - (...) od 2020 roku walczę z powikłaniami po Covid-19, które przeniosły się również na moje płuca. Odnowiła mi się również kontuzja dłoni, której nabawiłem się po wypadku w Grand Prix Vojens. W tym sezonie za dużo od siebie wymagałem, tylko po to, aby dobrze się zaprezentować podczas zawodów. Moje problemy ze zdrowiem fizycznym pociągnęły za sobą moje zdrowie psychiczne. Im więcej rozmyślałem o życiu w tym czasie, tym więcej wysiłku kosztowało mnie przeżycie kolejnego dnia. Ostatni tydzień - podczas rundy play - off w Szwecji i Grand Prix w Toruniu - był jeszcze gorszy od pozostałych. Sam siebie nie poznawałem, miałem dziwny nastrój, miałem problemy z koncentracją i skupieniem. Mój umysł oraz moje ciało nie robiły tego, czego chciałem. Zdałem sobie sprawę, że mój umysł i ciało są wyczerpane. Byłem chory i w trakcie sezonu nie byłem w stanie prawidłowo oddychać. Kontynuowanie jazdy nie jest “sprawiedliwe" dla mnie samego, ale także dla mojej rodziny i teamu, którzy ze mną pracują. Nie pracuję - jako zawodnik - w taki sposób, jak robiłem to zazwyczaj, ale też jako mąż, ojciec, członek zespołu oraz ojciec. Muszę się zatrzymać i zadbać o swoje zdrowie zamiast brnąć w to dalej - tak jak robiłem to w tym roku - napisał wówczas Szwed w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych. Włókniarz już szukał zastępcy Jego problemy sprawiły, że w Częstochowie mocno zastanawiano się nad skróceniem o rok jego kontraktu, obowiązującego do października 2021. Działacze Włókniarza rozmawiali z żużlowcami, którzy mogliby go zastąpić m.in. Mikkelem Michelsenem, Emilem Sajfutdinowem i Patrykiem Dudkiem, ale fiasko tych negocjacji sprawiło, że postanowiono dać Szwedowi kolejną szansę. Zrobiono też dodatkowy ukłon w jego kierunku, rozwiązując umowę z menedżerem Świderskim i zastępując go Lechem Kędziorą, o którym bardzo dobre zdanie ma drugi z częstochowskich zagranicznych liderów - Leon Madsen, współpracujący z doświadczonym szkoleniowcem w sezonie 2017. Imponujące skoki Lindgrena Lindgren przez paroma udał się z zespołem na wyjazd integracyjny do Szczyrku. Po tym w jakim nastroju pojawił się w Polsce, w Częstochowie są pełni optymizmu, co do jego wyników w sezonie 2022. 36-latek najwyraźniej odzyskał głód motocykli. W ostatnich tygodniach wręcz szalał na torach motocrossowych w Hiszpanii, popisując się efektownymi kilkunastometrowymi skokami. W minioną niedzielę zaś wziął udział w wyścigu motocrossowym na torze w Priego de Cordoba, poprawiając się z okrążenia na okrążenie w dyscyplinie, która nie jest jego specjalnością. W kwalifikacjach był 30, w pierwszym wyścigu 21, a w drugim już 12!