Czas na metodę kija w Apatorze Houston, przepraszam Toruń, mamy problem! Zbudowana za ciężkie miliony drużyna For Nature Solutions Apatora na razie jedzie do tyłu. Jedna wygrana w czterech meczach i to ze słabiutką Arged Malesą, nie jest powodem do dumy. Trzeba zrobić szybką burzę mózgów, głęboko zastanowić się, dlaczego gwiazdy zawodzą na potęgę. Nie jestem zwolennikiem karania zawodników, ale lekka reprymenda panom żużlowcom chyba by się przydała. Menedżer Robert Sawina próbował bronić podopiecznych, mówił, że nie ma do nich pretensji za porażkę z Motorem Lublin. Podkreślał ponadto, żeby odczepić się od toru na Motoarenie, który jest w mediach tematem przewodnim i według Sawiny niesłusznie wyolbrzymionym. Sęk w tym, że jeśli drużyna gubi się na domowej nawierzchni, to coś tutaj nie gra i nikt na siłę nie stara się robić z igły widły. Problem jest i trzeba o nim głośno dyskutować. Ostatnio naprawdę zastanawiałem się, kto jedzie u siebie, a kto na wyjeździe. Gdybym nie oglądał żużla od kilkudziesięciu lat, wskazałbym, że większy handicap mają zawodnicy w żółtych i białych kaskach, czyli goście. To miłe, że Robert bierze odpowiedzialność na siebie, zakłada niewidzialną kamizelkę kuloodporną i osłania swoich zawodników przed gniewem kibiców. Tylko, że nie tędy droga. Nie przesadzałbym też z tym głaskaniem, oprócz marchewki, przyda się również dla równowagi odrobinę metody kija. "Zabita" Motoarena Cenię Sawinę, to bardzo fajny i uprzejmy facet. Miałem go w Polonii i nie dam powiedzieć na niego złego słowa. Może z boku wygląda, że jest dla tych zawodników jak taki miękki miś do przytulania, ale zapewniam, że umie krzyknąć. Jak trzeba było potrafił zmobilizować zawodników i nie dawał sobie w kaszę dmuchać. To chyba właściwy moment, żeby i w Apatorze postawił kilka armat do pionu. Ale jest coś nielogicznego w wypowiedziach Sawiny. Parę rzeczy nie trzyma mi się kupy i sensu. Skoro Robert mówi, że Motor zwyciężył, bo miał lepszych startowców, to dlaczego "zabił" tor na trasie, dlaczego nie dało się wyprzedzać? Na chłopski rozum, skoro wiem, że przeciwnik świetnie wychodzi spod taśmy, to próbuję uwolnić ścieżki i różne trajektorie jazdy, żeby pomóc moim żużlowcom na dystansie. Tymczasem Jarek Hampel strzelał ze startu jak z procy, a potem miał plażę, bo wiedział, że rywale będą się gimnastykować, ale i tak nic nie wskórają. Blisko mi do tezy, że w niedzielę ktoś nawalił i popełniono jakiś błąd w sztuce. Nie przyjmuje tłumaczenia, że cały skład seniorski Apatora był dzień przed spotkaniem w chorwackim Gorican, gdzie brał udział w inauguracyjnym turnieju cyklu Grand Prix. Mikkel Michelsen też był. Po pierwszym nieudanym wyścigu szybko się dopasował, a cały Toruń dalej błądził. Ot taka drobna różnica. Termiński siedzi jak mysz pod miotłą Przecież Robert, to były komisarz toru. Powinien mieć ten fach w małym palcu. Takie działanie jak w minionej kolejce, to sabotaż, strzelenie spektakularnego samobója. Kolejne pytanie, jakie się nasuwa, to jaką funkcję sprawuje w Apatorze sprowadzony z Wrocławia Krzysztof Gałańdziuk. Rozwijano przed nim czerwony dywan w Toruniu, przedstawiano, jako specjalistę m.in. od toru, ale problem tylko się pogłębia. Na razie wygląda, to tak, że Sawina świeci oczami, wystawia się na strzał, a reszta chowa się po kątach. Ciekawy jestem, co się stanie, gdy ten zespół zaskoczy. Właściciel Przemysław Termiński lubi publicznie zrugać drużynę, ale teraz siedzi jak mysz pod miotłą. Pewnie nie chce się wychylać, bo miał duży udział w budowie zespołu, który w zimie szumnie określano dream-teamem. Skądinąd całkiem słusznie. Czuję jednak, że po ewentualnej, derbowej porażce w Grudziądzu te "lejce" mogą puścić. Zacznie się jakieś polowanie na czarownice. Całe szczęście Apatora polega na tym, że w tym sezonie do play-off awansuje sześć ekip, dlatego na ma potrzeby zawczasu wykonywania nerwowych ruchów. Grunt to wślizgnąć się do rozgrywki medalowej.