Dariusz Ostafiński, Interia: Był taki czas, że pan i Andrzej Rusko rozdawaliście w polskim żużlu karty. Leszek Tillinger, były prezes Polonii Bydgoszcz: Tak to oceniano. I ja się zgodzę z tym, że był czas, gdy mieliśmy wiele do powiedzenia. Nie nazwałbym jednak tego rozdawaniem kart. I nie od początku było nam po drodze, bo Andrzej Rusko długo miał do nas pretensje o to, że Bydgoszcz zabrała Wrocławiowi Grand Prix. Opowiadano wówczas historie, że zaprosiliście dyrektora cyklu Ole Olsena na polowanie w Bory Tucholskie. Tak nie było. Wtedy organizatorem był FIM. Federacja nie potrafiła się dogadać z Wrocławiem, my się o tym dowiedzieliśmy i złożyliśmy akces. Zaproszono nas na kongres FIM do Szwajcarii, tam się przedstawiliśmy i powiedzieliśmy, co możemy zrobić. Przebiliście ofertę? Wtedy jeszcze nie było licytacji. Płaciło się niewiele. To była kwota na poziomie 25, góra 30 tysięcy dolarów. Jakim człowiekiem był wówczas Rusko? To był gość, którego każdy bardzo cenił. On zrobił ogromny krok we Wrocławiu. Ściągnął trenera Ryszarda Nieścieruka, który zbudował mu złotą drużynę. Rusko miał pojęcie o tym, co robił, ale Nieścieruk dużo mu pomógł. Długie rozmowy na temat żużla prowadzili. Kiedyś Andrzej sam mi powiedział, że ceni sobie te spotkania, że wiele na nich korzysta. Prezes Rusko ściągnął nie tylko trenera Nieścieruka, ale i zatrudnił cenionego wówczas mechanika Otto Weissa. To był jeden z wielu jego dobrych pomysłów. Co było kolejnym? To teraz wracamy do tego rozdawania kart. Razem wzięliśmy się za porządkowanie żużla i tworzenie ligi zawodowej. Długo boksowaliśmy się z PZM. W końcu powołaliśmy zespół, z którym spotkaliśmy się w zameczku pod Lesznem. Tam wszyscy prezesi zdecydowali, że przechodzimy na zawodowstwo, że powołuje spółkę zarządzającą rozgrywkami. Łatwo jednak nie było. PZM się opierał. Na końcu to zostaliśmy z Andrzejem na placu boju i reprezentowaliśmy pozostałych. Zaufano nam. I jak wam poszło? Dopięliśmy swego, choć po drugiej stronie stali gracze wagi ciężkiej, jak prezes Andrzej Witkowski, wiceprezes Andrzej Grodzki i były szef GKSŻ Marek Karwan. Oni byli przeciwko, podkładali nam nogi. W końcu jednak podpisaliśmy akt notarialny. A Ryszard Kowalski został pierwszym prezesem Ekstraligi. Kto go wymyślił? To tak jakoś wyszło. On trochę z nami współpracował w trakcie negocjacji z PZM, choć bezpośrednio w nich nie uczestniczył. Potem przedstawiliśmy go prezesom i poszło. Czy to prawda, że zanim powstała Ekstraliga, to prezes Rusko miał duży wpływ na to, jak wyglądały przepisy. Mówiono, że nawet wydłużył wiek juniorski, gdy jego młodzieżowcy podrośli? Wtedy każdy ciągnął wózek w swoją stronę. On miał mocne karty. To nie było może tak, że Rusko mówił, a inni stali na baczność i robili, co im każe. Andrzej widział jednak pewne rzeczy parę kroków do przodu. Zawsze widział, co może polepszyć sytuację jego zespołu i tak się składało, że te nowinki mogące pomóc Sparcie stawały na obradach GKSŻ. W Ekstralidze już tego nie było. W pewnym momencie poszedł do piłki. To były czasy rywalizacji z Wiesławem Wilczyńskim, byłym prezesem Polonii Piła, który też chciał zaistnieć w futbolu i planował startować na prezesa Ekstraklasy SA. Andrzej okazał się jednak lepszy, skuteczniejszy. Aż tak bardzo nie wnikałem w detale, ale wydaje mi się, że Andrzejowi to pasowało, bo to było okno na świat i bardzo poważna funkcja. Ludzie, którzy go wybrali, na pewno nie popełnili błędu, bo w końcu wzięli człowieka, który postawił żużlowy klub na nogi i w pełni go sprofesjonalizował. Odnalazł się w piłce? Moim zdaniem tak. I to pomimo tego, że w tym środowisku nie miał tak mocnej pozycji, jak w żużlu. Bo trzeba wiedzieć, że choć z PZM ostro walczyliśmy o swoje, to Andrzej był tam szanowany, miał tam wpływy. Teraz już ich nie ma, ale myślę, że prezesi wciąż się z nim liczą Kiedyś mieliście wojnę nie tylko o Grand Prix, ale i Tomasza Golloba. Sparta bardzo chciała wyrwać asa Polonii. On sam mi się do tego przyznał. Kiedyś zapytał nawet, co wy robicie z Gollobem, że nawet nie można z nim siąść do stołu i pogadać. My jednak nic nie robiliśmy. Tomek jest z Bydgoszczy, Polonię miał zawsze w sercu. Raz jednak Sparta była blisko. Chyba nie. Tomek faktycznie był we Wrocławiu na rozmowach, Rusko go cisnął, ale to nie były jakieś finalne negocjacje. Raczej gra wstępna. Czy w tym roku Sparta zdobędzie złoto? Mają trudną sytuację. Mają kłopot z przez kontuzję Woffindena i ten zawalony i przegrany mecz w Grudziądzu. Skład ma Sparta taki, że powinna walczyć o najwyższe cele, ale te dwa stracone punkty z GKM-em mogą się jej odbić czkawką. Nie wiemy na dokładkę, jak długo potrwa jazda bez Taia. W Grudziądzu zabrakło prezesa Rusko, bo nawet mimo kontuzji Woffindena mecz był do wygrania. To prawda. Andrzej by do tego nie dopuścił, żeby drużyna nie mogła skorzystać z rezerwy taktycznej w nominowanych. Nie wiem, czy trener Dariusz Śledź miał jakieś zaćmienie, ale widać było brak Andrzeja na tym meczu. W sumie to przyznał pan, że w Sparcie, w parku maszyn, rządzi Rusko, a nie sztab szkoleniowy. Ja nie mam wątpliwości, kto tam rządzi. Po tylu latach doświadczeń, po pouczających rozmowach z Nieścierukiem, Rusko jest lepszy od połowy menadżerów Ekstraligi. Poza tym to jest osobowość, która innych przytłacza. Przyznam, że mnie osobiście prezes Rusko zaimponował zatrudnieniem Hancocka. Kiedyś ten wywinął mu numer, a jednak działacz schował urazę do kieszeni i wykonał ruch dla dobra zespołu. Rusko wiele takich ruchów wykonał, które innych zaskakiwały, albo co do których inni nie mieli przekonania. Jak brał Daniela Bewley’a, to też pukano się w głowę, a tymczasem ten młody człowiek wyszedł na ludzi. Ma ciekawe biegi. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź