Kluby PGE Ekstraligi, które w wyniku nałożony sankcji straciły Rosjan dowiedziały się we wtorek, że będą mogły skorzystać z przepisu o zastępstwie zawodnika, natomiast wykluczona jest instytucja gościa. Podejrzewam, że decyzja albo jest podyktowana konsultacjami z klubami pierwszoligowymi, albo różnymi doniesieniami medialnymi. Prezesi czołowych drużyn eWinner 1. Ligi w wielu materiałach prasowych mówili wprost, że nie są skorzy puszczać swoich gwiazd, no chyba, że dostaną poważną, rekompensatę finansową, czyli jeszcze na tym zarobią. W konsekwencji ten przepis byłby po prostu martwy, a co za tym idzie pozbawiony sensu, dlatego umarł śmiercią naturalną. I ja szefom klubów z zaplecza PGE Ekstraligi absolutnie się nie dziwię. Każdy w pierwszej kolejności patrzy na swój interes. Po co kusić los? Falubaz, Abramczyk Polonia i Cellfast Wilki, to główni faworyci do awansu. Żużlowcy z tych zespołów byli najbardziej rozchwytywani. Wystarczyłaby jedna kontuzja i cały sezon krew w piach. ZZ-etka to niezła opcja dla Betard Sparty Wrocław, Motoru Lublin i eWinner Apatora. W razie "w" zawsze można spróbować posiłkować się jakimś szybkim transferem, albo zawodnikiem z zespołu U24. Tylko, że rynek jest ubogi i nie należy się spodziewać cudów. ZZ wygląda najbardziej kusząco i raczej na nim menedżerowie poprzestaną. Mam jednak przeczucie, że jakąś niespodziankę mogą nam jeszcze przyszykować we Wrocławiu, gdzie jest duży ból po stracie Artioma Łaguty. Tam zawsze działają po cichu i lubią wyciągnąć asa z rękawa last minute. W Betard Sparcie ten wachlarz może się poszerzyć, gdyby udało się namówić na powrót do poważnego ścigania Grega Hancocka. Amerykanin kilka lat temu skończył co prawda karierę, ale znajduje się sztabie szkoleniowym mistrza Polski. Pomaga juniorom, jest w pobliżu i pod prądem. Myślę, że burza mózgów na Olimpijskim trwa od dawna i wstępne zapytanie do Grega już poszło. Zresztą tutaj nie ma nad czym się zastanawiać. W żużlu jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. Przypominam, że nie rozprawiamy o zawodniku z pierwszej, lepszej łapanki, tylko czterokrotnym mistrzu świata, prawie rówieśniku Rune Holty, o którego niedawno biła się połowa ligi. Hancock, to profesjonalista w każdym calu. Cały czas jest aktywnym sportowcem, regularnie trenuje, świetnie się prowadzi i dysponuje końskim zdrowiem. Może i ma piątkę z przodu, ale wiek, to tylko liczba. Parę konkretniejszych treningów spod taśmy, przykręcenia śruby i Hancock byłby gotowy do występów w najlepszej lidze świata. Na miejscu prezesa Andrzeja Rusko i menedżera Piotra Mikołajczaka przynajmniej postarałbym się powiercić mu chwilę dziurę w brzuchu. Oczywiście jakbym zobaczył, że Greg jest nie do złamania, odpuściłbym. Kasa nie byłaby przeszkodą. We Wrocławiu jej nie brakuje, ale po kilku sezonach poza branżą Hancock pewnie i tak nie postawiłby zaporowych warunków. On ma taka markę w środowisku, że nie miałby problemu z dostępem do najlepszych tunerów i silników. Wszystkie tory zna jak własną kieszeń. Z Gregiem sytuacja jest win-win. Jak nie spróbujesz, to się nie przekonasz. Gdyby sam Hancock i włodarze Betard Sparty zauważyli, że po przerwie, to już tylko wspomnienie wielkiego zawodnika, zawsze w odwodzie jest przecież bufor w postaci ZZ-etki.