Koniec Tomasza Bajerskiego w eWinner Apatorze Toruń. Nie jestem tym specjalnie zaskoczony. Wydaje mi się, że działacze od dawna szukali pretekstu, żeby "pozamiatać" menedżera i pani Monika Cymańska ze swoimi obciążającymi oskarżeniami spadła im z nieba. Była partnerka Bajerskiego wyrosła jak spod ziemi w końcówce listopada wprawiając w osłupienie całe żużlowe środowisko. Wywiad dla Interii, w którym pani Monika zarzuca Tomkowi szereg przewinień odbił się szerokim echem. Nie płacenie alimentów i zostawienie jej ponad 200 tys. kredytu do zapłaty, to tylko wierzchołek góry lodowej. Rozpoczął się sąd nad Tomkiem. Zdania na temat jego przepychanek w życiu prywatnym były podzielone. Murem za Bajerskim stanęli kibice, ale niekoniecznie klub. Okazało się, że fani nie mieli wystarczającej siły przebicia, ale rozumiem wątpliwości, tym bardziej, że to nie pierwsza skaza na życiorysie Tomka. Miał już na pieńku z organami sprawiedliwości i chyba nawet się ukrywał. Osoba z tak poważnymi zarzutami nigdy nie jest mile widziana na eksponowanym stanowisku. Państwo Termińscy tłumaczyli, że grzechy Tomka uderzają w wizerunek klubu i trudno się z tym nie zgodzić. Bajerski dostał czas na szybkie wyprostowanie swoich spraw. W eter poszedł sygnał, że Apator chce pomóc szkoleniowcowi. Tylko, czy rzeczywiście chciał? Bajerski od początku swojego dwuletniego pobytu w Apatorze nie był przesadnie chwalony, a ściągnięcie z Wrocławia Krzysztofa Gałańdziuka wskazywało, że jego dni mogą być policzone. Dorzucenie mu człowieka z zewnątrz było swoistym wotum nieufności. Tomek, to inteligentny facet, czuł co się święci. Nie pchał się tam, gdzie był niemile widziany, może w pewnym momencie uniósł się honorem i pokazał, że mu nie zależy, skoro w najważniejszych gabinetach nie znalazł wsparcia. Gdyby Bajerski był potrzebny w Apatorze, nie zwlekano by z podpisaniem nowego kontraktu. Tym sprytnym sposobem umowa była bez przerwy w zawieszeniu, a termin jej parafowania, co chwilę odkładany. Jakby po cichu liczono, że Tomasz gdzieś się prędzej, czy później wykolei. No i się udało. W Toruniu mają czyste "papcie", bo pozbyli się Tomka w białych rękawiczkach. Bajerskiego pomnik nie runął, Tomek nie musi mozolnie budować swojej marki od zera. Na razie wszystkie menedżerskie miejsca są obsadzone, ale podejrzewam, że zgłosi się do niego klub, który postanowi zmienić trenera. Taki odpoczynek dobrze mu zrobi. Pójdzie do telewizji, pokomentuje sobie bez zbędnych emocji mecze, nabierze dystansu i przede wszystkim nie straci kontaktu z dyscypliną, co będzie grało na korzyść przy podejmowaniu kolejnego zatrudnienia.