Mimo, że raz mocno się zawiodłem, mam dużą słabość do Piotra Protasiewicza. Zdążyliśmy się bliżej poznać. Kilkanaście lat temu ściągałem go do Polonii Bydgoszcz. Pomagałem mu się zaaklimatyzować w klubie, wprowadzałem go do drużyny. Roztoczyłem nad nim opiekę żeby się u nas dobrze czuł. Świetnie się znałem z jego rodzicami, chyba mogę powiedzieć, że byłem z nimi mocno zżyty. Mieli dom pod Bydgoszczą. Piotrek mieszkał razem z nimi. Parę wieczorów, do późnych godzin z ojcem Piotra przegadaliśmy. Na różne tematy, nie tylko stricte żużlowe Protasiewicz dwa razy przychodził do Polonii. Kiedy odchodził do Torunia nie było mnie już w klubie. Wiem jednak, że został wtedy niefajnie potraktowany. Kiedy wróciłem z Piły, chciałem naprawić, to co wtedy zepsuto i postanowiłem, że sprowadzę Piotrka z powrotem. Udało się w 2005 roku. Po sezonie 2006 zaproponowałem Piotrowi nowy kontrakt. Zawodnik przystał na moje warunki. Poprosił o przesłanie umowy mejlem. Niestety wiadomości zwrotnej nie otrzymałem do dzisiaj. Protasiewicz związał się macierzystą Zieloną Górą, gdzie duże pieniądze zaczęła pompować firma Kronopol. Sponsora w klubie już nie ma, ale Protasiewicz jest w nim do dzisiaj. Od Falubazu nie odwrócił się nawet, kiedy przyszły chude lata. Za to duży szacunek, bo w obecnych czasach, przywiązanie do barw klubowych jest czymś naprawdę godnym podziwu. Nie powiem, ten numer z nieodesłaną umową trochę mnie zabolał. Było mi przykro. Pewnie inaczej bym to przetrawił, gdyby Piotrek od początku grał ze mną w otwarte karty. Każdy poszedłby w swoją stronę i tyle. Mogę się tylko domyślać, że Piotr zadzwonił do Zielonej Góry, przedstawił jakie cyferki są na kontrakcie i Falubaz nas przelicytował. Nazajutrz Piotr zadzwonił bowiem poinformować mnie, że wycofuje się z ustaleń. Podjął decyzję, że to dobry moment, aby skierować swoje kroki bliżej stadionu, na którym się wychował. Nie umiałem się jednak na Piotra gniewać. Szybko mi przeszło, zwyciężył wewnętrzny sentyment do człowieka. Stwierdziłem, że tak bywa w życiu. Często idziemy za chlebem, wybieramy lepszy zarobek i nie ma co rozdzierać szat. Teraz nawet się trochę z tego zdarzenia śmieję. Tak sobie myślę, że to był "pikuś" przy tym jak prezesi obecnie wydzierają sobie zawodników. A z Protasiewiczem mamy normalne relacje. Nikt do nikogo nie żywi urazy za stare dzieje.