Włókniarz i tak by wygrał Nie było mnie w niedzielę w Ostrowie, ale z perspektywy telewizora, wsłuchując się w wypowiedzi zawodników, uważam ze sędzia pospieszył się z decyzją o przerwaniu meczu po dziewiątym biegu przy stanie 24:30 dla zielona-energia.com Włókniarza. Żeby było jasne uważam, że częstochowianie i tak by ten mecz wygrali, ale przynajmniej do wyścigów nominowanych można było zawody pociągnąć. Skoro powiedziało się "a" i ruszyło z meczem, a potem pędzono na złamanie karku bez równań toru, to trzeba było powiedzieć "b". Nawierzchnia była świetnie przyszykowana, mimo opadów deszczu, warunki nie ulegały drastycznej zmianie, zawodnicy nie mieli problemów z płynnym pokonywaniem łuków. Nie oglądaliśmy żadnej groźnej sytuacji, a jednak sędzia przedwcześnie zakończył zabawę. Skandal? Raczej nie. Ale niesmak już tak. Komisarze toru z gier komputerowych Kiedy przypominam sobie lata 90, albo wczesne 2000, kartofliska, bagna po kostki, spreparowane tory, to był chleb powszedni tej dyscypliny. Kombinacje były nagminne. Porównując tamte czasy, z tym, co oglądaliśmy w Ostrowie, to w niedzielę zawodnicy mieli tor gładki jak stół. Jeśli ktoś nie wie, o czym piszę zapraszam np. do obejrzenia rozgrywanego w strugach ulewnego deszczu Grand Niemiec z 2002 roku. W Berlinie zawodnicy ślizgali się jak na lodzie, kończyli biegi bez gogli, błoto wychodziło im uszami, ale miał to swój niepowtarzalny klimat. To był pierwszy w historii turniej na torze jednorazowym. Materiał położono na paletach. Gdy z ciekawości wszedłem na tor po dekoracji, zaczęło mną bujać jak na statku. Zapadałem się, wydawało mi się, że mam pod nogami gąbkę. W powtórzonym finale wygrał Tomek Gollob. Fajnie, że Speedway Ekstraliga powołała instytucję komisarzy toru. Na pewno zrobiło się dzięki nim bardziej bezpiecznie i przewidywalnie. Sęk w tym, że panowie za często, aż za bardzo próbują wczuwać się w swoją rolę. Zapędziliśmy się w kozi róg. Nie umiemy wyważyć granicy między torem bezpiecznym, a takim, który zagraża zdrowiu. Wynika to też poniekąd z tego, że komisarzami zostają teoretycy, ludzie, którzy nigdy nie siedzieli na motocyklu, a wiedzę o przygotowaniu toru czerpali z gier komputerowych. W Polsce fochy za miliony Tory selektywne zawsze oddzielają chłopców od mężczyzn. Niestety wraz z wejściem komisarzy od wielu lat wychowujemy sobie pokolenia zawodników, którzy gdy zobaczą kałużę na torze dostają białej gorączki, z miejsca oblewają ich siódme poty. Później płaczą sędziemu w rękaw, że tor nie nadaje się do jazdy. To wielce wymowne, kiedy słyszysz, że Walasek i Gapiński, czyli najstarsi żużlowcy w parku maszyn aż palili się do kontynuowania meczu. Jeden urodzony w roku 1976, drugi w 1982. Oni doskonale pamiętają radosną twórczość niektórych szkoleniowców. Nasuwa się prosty wniosek, że panowie po czterdziestce znów zawstydzili młodszych kolegów. I jeszcze jedno. To paradoks, że te same gwiazdy pojadą z Polski prosto do Szwecji, czy Danii, gdzie dalej jest wolna amerykanka i tam nie mają nic do gadania. Mało tego, podpisują tam kontrakty za jakieś marne grosze, które ledwie wystarczają na zwrot kosztów podróży, a u nas stroją fochy zarabiając miliony.