Na pierwszym łuku Katt sczepił się z Mathieu Tressarieu. Następnie całkowicie stracił panowanie nad maszyną i z ogromną siłą huknął w bandę. Przez długi czas służby medyczne nie były w stanie podnieść go z toru. Rozważano wezwanie helikoptera. Zawody przerwano na około godzinę. Po ich wznowieniu atmosfera siadła, a wszyscy oczekiwali na jakiekolwiek informacje dotyczące Katta. Żużlowiec odniósł poważną kontuzję, ale i tak może mówić o wielkim szczęściu. - Zrobiło się ciasno i wiedziałem, że nie będzie szans na uniknięcie upadku. Chciałem tylko uderzyć możliwie jak najbardziej bezpiecznie, jeśli można tak to nazwać. Skończyło się jednak złamaniem miednicy i innymi poważnymi urazami. Do teraz poruszam się o kulach i mam wielkie problemy z pełną sprawnością - mówi Katt na łamach speedweek.com. Briggs uratował mu życie Katt przyznaje wprost, że życie zawdzięcza dmuchanym bandom. - Lekarz powiedział mi, że czuwało nade mną chyba 1000 aniołów. Gdyby nie dmuchana banda, to bym już nie żył - opowiada. Tym samym jest kolejnym zawodnikiem, który może być wdzięcznym Tony'emu Briggsowi. To właśnie ten człowiek opatentował dmuchane bandy, które niejeden raz uratowały komuś życie lub zdrowie. Dodajmy, że odmiana żużla na długim torze ma to do siebie, że raczej rzadko zdarzają się tam upadki. Gdy jednak już do nich dochodzi, przeważnie jest poważna kontuzja. Wpływ na to ma przede wszystkim oczywiście długość toru i prędkość, znacznie wyższa niż na torze klasycznym. Zawodnicy na prostych jadą nawet około 150 km/h. Uniknąć upadku w takich warunkach jest bardzo trudno.