Na całej karierze Jarosława Hampela zaważył jeden moment. Chodzi o półfinał Drużynowego Pucharu Świata w Gnieźnie. To był 2015 rok. Hampel miał trzy medale w Grand Prix (dwa srebrne i brązowy), chciał jechać o trzeci. Jednak wtedy uderzył z impetem w bandę. Wpadł pod jej dmuchaną część i zatrzymał się na deskach. Noga była złamana w ośmiu miejscach. Po tamtej kraksie nie brak było głosów, ze już nie wróci. Lekarze i rehabilitanci musieli nad nim długo pracować, by jakoś połączyć połamane fragmenty i przywrócić nodze odpowiednią długość. Zaraz po wypadku skróciła się ona z powodu złamania o 10 centymetrów. Hampel wygrał walkę dzięki milionowi z polisy Hampel wygrał walkę o powrót na tor (trwała ona rok) nie tylko dzięki własnej determinacji i lekarzom, ale i pieniądzom z polisy. Był jednym z pierwszych, który wykupił bardzo dobre ubezpieczenie w jednej ze znanych firm. Zapłacił za nią prawie 100 tysięcy, ale w ramach świadczeń dostał blisko 10 razy więcej. Mając milion, stać go było na najlepszych lekarzy i rehabilitantów. Miał zapewnione leczenie z najwyższej półki. Miał też komfort, bo nie musiał się martwić brakiem meczowych premii. Od ubezpieczyciela dostawał rekompensatę za każdy stracony mecz. Sponsor Hampela nakręcił kiedyś film o jego kontuzji o znaczącym tytule: "Łamane przez osiem". Obraz zaczyna się od zdjęcia poszarpanego kevlaru zawodnika. Kompletnie zniszczony, nadający się co najwyżej do wyrzucenia na śmietnik. To był symboliczny widok, bo kariera zawodnika w tamtej chwili była pod ogromnym znakiem zapytania. Hampel nie wrócił mocniejszy, ale wrócił i już to zasługuje na wielkie słowa uznania, bo wielu będąc na jego miejscu, dałoby sobie spokój. Pierwsze starty po kontuzji były przecież dla niego bolesnym doświadczeniem. Z powodu wibracji motocykla noga strasznie go bolała. Z czasem to jednak minęło. Hampel wylał litry potu. Jak nigdy Niektórzy żartują, że zawodnik Motoru Lublin nigdy nie wylał tylu litrów potu, co wtedy, gdy walczył o powrót na tor. Były trener kadry Marek Cieślak nie raz opowiadał, że Hampel jest trochę takim leniuszkiem i przytaczał zabawne historie. Kiedyś chciał sprawdzić, czy Jarek jeździł na rowerze, jak obiecał. Zawodnik miał zapewniać, że jak najbardziej, ale kiedy przyniósł swój rower, to szkoleniowiec zauważył, że w oponach nie ma powietrza. Hampel nawet nie ruszył pojazdu, a który miał trenować. Słynna była też historia o spóźnieniu Hampela na trening. Cieślak zaniepokojony tym, że zawodnika nie ma, zadzwonił do niego. Zdziwiony Jarek przywitał się z nim i niczym niezrażony powiedział, że zaraz przyjdzie na zajęcia. Zanim dojechał z Piły pod Wrocław, to minęło kilka godzin. Wtedy jednak stawił się, a Cieślak zrobił mu indywidualne zajęcia, bo wszyscy już zdążyli wyjść z sali. Cieślak kiedyś przyznał, że gdyby tylko Hampel ciężej pracował, to zostałby wielokrotnym mistrzem świata. Jarek w młodych latach bazował jednak przede wszystkim na talencie i sukcesy przyszły stosunkowo późno. Inna sprawa, że może on potrzebował takiego większego luzu, żeby błyszczeć. Może ostry reżim treningowy nie dałby mu upragnionych sukcesów. To są oczywiście dywagacje, tego już w żaden sposób nie zweryfikujemy. Miał pecha, bo szczyt formy przypadł u niego w złotym sezonie Golloba Faktem jest, że Hampel zapisał w Grand Prix piękny rozdział. Miał pecha, bo szczyt formy przypadł u niego na najlepszy sezon Tomasza Golloba. To był 2010 rok. Dobiegający do czterdziestki Gollob chciał za wszelką cenę wygrać GP. Spisał nawet testament, żeby rodzina była zabezpieczona, gdyby jemu się coś stało. Cel udało mu się zrealizować, ale Hampel naciskał go niemal do samego końca. Gollob wtedy, jak zawsze, czarował jazdą na dystansie. Hampel imponował z kolei atomowymi startami. Na trasie też jednak potrafił zaszaleć. Nie tak, jak Gollob, bo Hampel nie potrafił robić takich ataków, jak Tomasz. Potrafił jednak pięknie bronić pozycji wywalczonej na starcie. Optymalnie dobierał ścieżki, trzymał się tej najszybszej, a rywal jadący z tyłu nie miał jak go ugryźć. Z klubami miał kłopoty, Falubazowi wytoczył proces Hampel był nie tylko skuteczny w GP, ale i też w lidze. Za najlepszych lat był prawdziwą maszynką do zdobywania punktów. Miał też jednak w klubach problemy. Kibice Unii Leszno po przejściu do Falubazu wywiesili transparent, że "Hampel to złotówa", choć odszedł z klubu nie z własnej woli, lecz został wyrzucony przez jednego z udziałowców. Falubaz też potraktował go ostro, odbierając mu znaczącą część kontraktu. Hampel wytoczył klubowi proces i dopiero wtedy strony doszły do porozumienia. Do Motoru trafił po drugim rozstaniu z Unią. Znowu w dziwnych okolicznościach. Padł ofiarą nieporozumienia, bo część udziałowców chciała go zatrzymać, ale potem ci sami ludzie doszli do wniosku, że to nie ma sensu. Tak Hampel tuż przed sezonem 2020 został bez klubu. Wtedy rękę wyciągnął do niego Motor. Ostatnio Hampel zaimponował opinii publicznej odważnym wywiadem dla Interii, w którym przyznał, że miał trudną rozmowę z Rosjaninem Grigorijem Łagutą. Hampel jako jeden z nielicznych zawodników otwarcie przyznał, że Rosjanie zostali słusznie wykluczeni z ligi.