Z motocrossu przez warsztat do licencji na szóstkę Żabiałowicz zaczynał swoją przygodę z motosportem jako zawodnik sekcji motocrossowej Elany Toruń. Trenował na terenie ówczesnego poligonu wojskowego w miejscu, gdzie dziś znajduje się toruńska dzielnica Rubinkowo. Jego motocykl nie miał szans z maszynami starszych rywali, więc za namową kolegi zamienił motocrossowe wertepy na żużlowy owal. Do szkółki toruńskiej Stali trafił dość późno, bo w wieku 18 lat. Najpierw - zgodnie z panującym zwyczajem - musiał odpracować odpowiednią liczbę godzin w warsztacie czy czyszcząc kombinezony starszych kolegów. Dopiero później pozwolono mu trenować. Podstawy czarnego sportu zrozumiał bardzo szybko - już po trzech miesiącach zdał licencję żużlową na ocenę celującą. -Czarny tor, jaki wtedy był w Toruniu, nie był łaskawy dla początkujących. Dziury, wyrwy, rwał się strasznie. Ząbik, czy Plewiński radzili sobie, bo mieli doświadczenie. Był też Kaziu Araszewicz. Chłopak, który miał papiery na jazdę. Niestety zginął tragicznie na torze. A my musieliśmy się uczyć - wspominał Żabiałowicz w rozmowie z "Po Bandzie". W 1977 roku zadebiutował w ligowym meczu Apatora i praktycznie z miejsca stał się ulubieńcem kibiców z grodu Kopernika. Już w swoim pierwszym sezonie zdobywał dla drużyny ważne punkty, a w kolejnych było już tylko coraz lepiej. Do historii przeszedł słynny wówczas "duet Z-Ż", który tworzył z inną legendą Apatora - Janem Ząbikiem. Legenda Apatora - gentleman oklaskiwany nawet w Bydgoszczy Żabiałowicz całą swoją karierę spędził w Toruniu. Poprowadził tamtejszy zespół najpierw do pierwszego w historii ligowego medalu (brąz, 1983), a później do dwukrotnego Drużynowego Mistrzostwa Polski - w 1986 i 1990 roku. Szczególnie ważny był dla nich ten pierwszy tytuł. Apator pierwszy raz w historii został najlepszą drużyną w kraju, a ponadto sam Żabiałowicz mógł pochwalić się najlepszą ligową średnią. Nie bez znaczenia pozostawało również to, kogo zostawili w pokonanym polu - odwiecznego rywala, Polonię Bydgoszcz. Kibice z kujawsko-pomorskiego do dziś wspominają bydgosko-toruńskie derby z tamtych lat uznając je co najmniej za równe tym z czasów Golloba i Pera Jonssona. To właśnie Apator pod wodzą Żabiałowicza i Polonia Ryszarda Dołomisiewicza najbardziej rozpaliły odwieczną rywalizację pomiędzy miastami. Spotkania Polonii z Apatorem były rozgrywane zazwyczaj przy nadkomplecie publiczności, jednak zawodnicy nie dawali ponieść się emocjom. Żabiałowicz przez całą karierę uchodził za torowego gentlemana - nigdy nie zaryzykował zdrowia rywali dla lepszego wyniku punktowego. Jak wspomina portal speeway.hg.pl, podczas rozgrywanego w Bydgoszczy ćwierćfinału kontynentalnego indywidualnych mistrzostw świata 1986 przepuścił nawet lidera gospodarzy - Dołomisiewicza, by obaj Polacy mogli awansować do kolejnej rundy. Kibice znad Brdy sprawili mu wówczas owację na stojąco, której nigdy indziej nie doświadczył od "Tyfusów" żaden "Krzyżak". Pierwsza gwiazda Ryszarda Kowalskiego Żabiałowicz zapisał się w historii Apatora nie tylko świetnymi występami w lidze, ale również pierwszym w dziejach tego klubu indywidualnym mistrzostwem Polski. Dokonał tego podczas dwudniowego finału na domowym torze w 1987 roku. Początkowo nic nie zwiastowało jednak tego sukcesu, gdyż torunianin miał spore problemy ze swoimi maszynami. - Sprzęt miałem mocno wyeksploatowany. Próbowałem wtedy chyba wszystkich motocykli z klubu, przez dwa dni. Nic mi nie pasowało. Wtedy podszedł do mnie jeszcze czynny zawodnik Apatora, Rysiek Kowalski i mówi: “Wojtek, weź spróbuj mojego GM-a". Nawet nie przełożyłem tego silnika do swojej ramy i bez przekonania wykonałem próbny start, potem kilka kółek. Po powrocie do parkingu byłem zaskoczony, jak ten motocykl ładnie idzie do przodu. Przełożyłem w swoją ramę. Wiadomo. Ułożenie siedzenia, kierownicy, haka niuanse. Myślę, przejadę sześć kółek i jak nic się nie podzieje - biorę. Po tych próbnych okrążeniach wymieniliśmy tylko łańcuszek, olej, taka drobna kosmetyka i czułem, że będzie znakomicie. Przyszedł dwudniowy finał i zdobyłem 29 punktów na 30, przegrywając tylko raz z Zenkiem Kasprzakiem. Po zawodach znowu podszedł do mnie Rychu Kowalski i mówi: “Wiesz co Wojtas? Wybiłeś mi właśnie żużel z głowy". - Czemu? - pytam. A on: “Zobacz. Ty robisz 29 punktów przez dwa turnieje z mocną obsadą, a ja w lidze pięciu oczek nie mogę nazbierać" - wspominał Żabiałowicz w rozmowie z "Po Bandzie". Kowalski zrezygnował wówczas z żużla i zajął się przygotowywaniem silników. Dziś jest już jasne - ta decyzja była strzałem w dziesiątkę. Nikt nie mówi już o nim jako o byłym przeciętnym żużlowcu. Widzi się go jako wspaniałego tunera, do którego warsztatu ustawiają się kolejki światowych gwiazd. To właśnie z jego jednostek korzystał Bartosz Zmarzlik zdobywając dwa tytuły indywidualnego mistrza świata. Jego podopieczni sprzedali mecz W 1992 roku Żabiałowicz zdecydował o zakończeniu kariery zawodniczej. Nie odszedł jednak z żużla na dobre - w 1993 roku został trenerem swojego macierzystego klubu. Współpraca została zakończona po tym, gdy prowadzony przez niego zespół przegrał z dramatycznie słabym Motorem Lublin. - Toruń przegrał i wiadomo dlaczego. Niektórzy zawodnicy, którzy byli świetnie dysponowani przez cały sezon i część tego meczu, nagle prawie o własne koło się poprzewracali. Marek Kępa, który wtedy schodził już z toru, u nas wygrywał biegi. Dla mnie było to widać gołym okiem, że mecz był sprzedany. Nie będę się tego wypierał i nie wyprę do końca życia. Nie ulegało i nie ulega wątpliwości, że w takiej sytuacji łatwiej wymienić trenera niż całą drużynę. To było jasne. Szkoda tylko, że klub, czy kluby, które dostają po palcach ,nie wyciągają z tego właściwych wniosków - wspominał po latach. Wychowanek Apatora nie zraził się jednak do żużla. Później pracował jako szkoleniowiec innego lokalnego klubu - GKM-u Grudziądz, pełnił też funkcję komisarza toru z ramienia PZMot, teraz jest cenionym komentatorem bieżących wydarzeń, bo nigdy nie gryzie się w język. ------------------------------------------------ Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii! Zagłosuj i wygraj ponad 20 000 zł! Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!