Do roboty, to on nie za bardzo. Ale zobacz, jak jeździ! Zakład mechaniczny na częstochowskiej Garbórce. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych jego częstym gościem był Marek Cieślak. Jak wspominał późniejszy selekcjoner reprezentacji Polski na kartkach swojej autobiografii pt. "Pół wieku na czarno", w trakcie jednej z wizyt w warsztacie usłyszał od właściciela, pana Lucjana ciekawą opinię o jednym z młodych pracowników. - Do roboty to on nie bardzo, więcej radia słucha i na wuesce po okolicznych wertepach śmiga. Ale zobacz jak! Na żużel go damy! - zapowiedział mechanik. Tym młodzieńcem był późniejszy dwukrotny indywidualny mistrz Polski, Sławomir Drabik. Bardzo szybko okazało się, że jego pracodawca miał rację. Drabik od początku wykazywał się ogromną odwagą i brawurą na torze. Błyskawicznie wywalczył sobie miejsce w składzie Włókniarza, zawodnikiem tej drużyny był w sumie przez aż 20 sezonów, z przerwami na starty w Pile, Wrocławiu, Opolu czy Tarnowie. Zadebiutował w lidze w 1984, zakończył potyczki w tych rozgrywkach w 2011 roku, jako reprezentant ROW-u Rybnik. Do dziś pozostaje jedną z największych legend i zdecydowanie najbardziej utytułowanym wychowankiem w dziejach częstochowskiej drużyny. Nie tylko ze względu na dwukrotne zdobycie czapki Kadyrowa, ale także złoto Drużynowych Mistrzostw Świata w 1996 roku. Na rozgrywany w niemieckim Diedenbergen finał jechał co prawda jako rezerwowy, jednak po upadku Protasiewicza w pierwszym biegu, to on zajął miejsce partnera Tomasza Golloba. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Król wywiadów, nie potrafił się sprzedać W pamięci kibiców Drabik zapisał się jednak nie jako as żużlowych torów, a telewizyjnych wywiadów. Na pytania o specjalistę zajmującego się jego motocyklami wskazywał swoją... babcię. Zmienił to dopiero pod koniec kariery, bo - jak tłumaczył - "Babcia się trochę roztyła i teraz jest poważny problem, bo nie mieści się w warsztacie". Kiedy zapytano jak chodzą jego nowe silniki odpowiadał dźwiękonaśladowczo: "Brum brrrr brum brum". Gdy pytano go o słabszą formę, odpowiadał "Wytrzeźwiałem", gdy o lepszą: "Zamieniłem łychę zwykłą na dwunastoletnią". Zastanawiano się, jak po kontuzji pomaga kolegom w parku maszyn, a on tłumaczył: "E tam pomagam, raczej przeszkadzam przeciwnikom, przebijam opony i takie tam". Po niesłusznym wykluczeniu zastanawiał się: "Nie wiem, co robił sędzia, może kanapki jadł". Podejścia nie zmienił nawet po zakończeniu kariery. - Największy sukces? 2 litry na łeb. Czystej - mówił w 2019 roku portalowi PoBandzie. - Czemu ty takie wywiady dajesz? Zobacz na Ułamka, jaki oblepiony sponsorami. Bo uśmiech ma na 24 fajery i każdy może go pocałować w policzek. Przecież jak ty taki wywiad dajesz, to sponsorzy myślą, że lepiej na Ułamku wisieć, skoro Drabik tylko robi miny i o pierdzeniu gada - strofował zawodnika jego kolega i trener Marek Cieślak. - Ułamek, choć zawodnikiem był słabszym, wykorzystał swoją karierę w trzystu procentach, a Sławek swojej nie wykorzystał nawet w sześćdziesięciu. W życiu trzeba umieć się sprzedać, a on nie bardzo umiał - pisał po latach selekcjoner.