Nie schodził z podium Gdy tylko Fundin jako 23-latek po raz pierwszy znalazł się w trójce najlepszych żużlowców globu, praktycznie zarezerwował sobie rokroczny pobyt w tym gronie. W 1956 roku Szwed zdobył swoje pierwsze złoto i tak kolekcjonował kolejne medale aż do roku 1967. Po drodze medalu nie zdobył tylko raz, w 1966 roku. Ostatecznie został pięciokrotnie złotym, trzykrotnie srebrnym i trzykrotnie brązowym medalistą mistrzostw świata, wówczas oczywiście rozgrywanych jeszcze w formule jednodniowego finału. To tylko jednak pieczętowało klasę zawodnika, bo raz można na podium stanąć przypadkiem, ale nie jedenaście razy. Szwed oczywiście wielokrotnie był także mistrzem w swojej ojczyźnie, co zważywszy na ogromną liczbę mocnych zawodników pochodzących z tego kraju, wcale nie było łatwe, nawet dla takiej gwiazdy. Fundin najlepszym żużlowcem Szwecji był aż dziewięciokrotnie. Był taki moment, w którym na dobrą sprawę rozgrywanie finałów w zasadzie przestało mieć sens, bo i tak wygranym był zawsze ten sam zawodnik. Fundin zaś nigdy nie miał dość i śrubował kolejne rekordy do granic możliwości. To wcale nie jest takie częste w świecie sportu, bowiem widujemy sytuacje, w których ktoś po prostu nie ma już motywacji do danej rzeczy. U Ovego taka motywacja była. Jest jednym z dwóch zawodników w historii żużla, którzy na podium indywidualnych mistrzostw świata stawali dziesięć razy z rzędu (1956-1965). Oprócz niego, takim osiągnięciem może pochwalić się jedynie wielki Australijczyk, Jason Crump. To pokazuje, jak regularny był Fundin i tak naprawdę jego medalu można było spodziewać się w każdym kolejnym roku. Wydaje się, że gdyby już wtedy rozgrywano cykl turniejów, Fundin mógł przy swojej systematyczności zdobyć jeszcze kilka następnych tytułów mistrzowskich. Tak czy inaczej, bezwzględnie jest jednym z najlepszych reprezentantów czarnego sportu w historii tej dyscypliny. Nadal aktywny Choć Ove ma już 87 lat i jest jednym z najstarszych żyjących żużlowców, to w dalszym ciągu interesuje się swoim ukochanym sportem. Ostatnio w dość krytycznych słowach wypowiedział się na temat obecnego żużla. - Nigdy nie polegałem na dobrym silniku, ponieważ jechałem na wszystkim. W drużynie czy nawet zawodach indywidualnych pożyczaliśmy sobie motocykle. Aktualnie nawet juniorzy mają wielkie busy, mechaników i kilka motocykli. Jak nowy zawodnik nieposiadający zamożnych rodziców ma wejść w świat żużla, jeśli musi mieć to wszystko co koledzy, a nadal nie ma zagwarantowanego miejsca w drużynie? - mówił dla magazynu Speedway Star. Fundin to także wielki pasjonat golfa, w którego gra mimo zaawansowanego wieku i na pewno coraz bardziej ograniczonych fizycznych możliwości ciała. Pomieszkuje we Francji, gdzie może oddawać się tej dyscyplinie. Często widuje się również ze swoimi dziećmi, bowiem chce im wynagrodzić czas, jaki poświęcał na zdobywanie kolejnych tytułów. Fundin ma świadomość, że był to czas zabrany własnej rodzinie. W jego przypadku jednak jak na dłoni widać, że to poświęcenie było grą wartą świeczki. Trafił do grona najwybitniejszych w historii i jego rodzina z pewnością wybaczy mu nieobecności przy niedzielnych obiadach. Szwed jeszcze do niedawna często pojawiał się na różnych zawodach, przeważnie rangi mistrzowskiej. Widywano go na Speedway Grand Prix czy Drużynowym Pucharze Świata. Obecnie sytuacja z pandemią w połączeniu z wiekiem Fundina spowodowała, że były zawodnik musiał nieco ograniczyć podróże i szeroko pojętą aktywność. Zapewne, gdy sytuacja się unormuje, a Fundin będzie w dobrej formie, znów zobaczymy go na żużlowych arenach. Bardzo ważne jest dla niego to, aby jak najdłużej utrzymywać się w sferze żużla, bo to przecież kocha najbardziej. Doceniony na świecie Obecnie nie jest już rozgrywany Drużynowy Puchar Świata, który niemal każdego roku dostarczał nam sporych emocji i wielokrotnie cieszyliśmy się z sukcesów biało-czerwonych. Polacy są multimedalistami tych zawodów, które swój początek miały w 2001 roku. Obecnie zamiast DPŚ rozgrywa się loteryjne Speedway of Nations, które budzi mieszane uczucia u wielu kibiców. Mówi się o niesprawiedliwej formule, co znajduje potwierdzenie w dużej części wyników. Coraz częściej z nostalgią wspominany jest Drużynowy Puchar Świata i niewykluczone, że wkrótce wróci on do łask. Trofeum przyznawane w tych właśnie zawodach od początku miało swojego patrona, którym był Ove Fundin właśnie. To duże wyróżnienie, bowiem rzadko kiedy żyjąca osoba jest tak doceniona. Szwed wielokrotnie wręczał zwycięzcom puchar własnego imienia i przyznawał, że dla niego samego to także duży splendor. Można więc wnioskować, że i dla niego zaprzestanie organizacji tych zawodów to niezbyt miła sprawa. Gdy DPŚ rozgrywano, Fundin chętnie służył pomocą jako ekspert i to dla niego też stanowiło sporą nagrodę. Szwed wiedział, że warto było poświęcać się dla tak udanej kariery. Na koniec warto przytoczyć bardzo niepokojącą diagnozę, którą Ove wystawił żużlowi na świecie, a zwłaszcza w jego ojczyźnie. - W tym momencie w Szwecji ma około 70 zawodników licencję. W moich czasach miało ją 600 osób. Nie chcę oglądać jak sport, który kocham umiera - mówił we wspomnianym magazynie. Dołączył zatem do licznego grona byłych zawodników, którzy ze smutkiem i strachem obserwują obecny żużel, nijak mający się do tego, który sami uprawiali. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź