Wykluczany za nazwisko Już od początku kariery Duńczyka przylgnęła do niego łatka żużlowca jeżdżącego bardzo ostro, nierzadko na pograniczu faulu lub po prosto faulując. Nie da się ukryć, że ilość upadków zawinionych przez Pedersena faktycznie jest bardzo duża. Spora jest jednak także liczba tych, w których winny był rywal, a wykluczany... Pedersen. Swego czasu sędziowie nawet nie zastanawiali się, kogo wykluczyć w sytuacji, gdy jednym z zamieszanych jest właśnie zawodnik z Odense. Na taką łatkę Pedersen jednak zapracował i to trzeba uczciwie powiedzieć. Niezależnie od tego, czy to zawody czy trening, junior czy doświadczony zawodnik, Nicki miejsca na torze nie zostawia. Rywale tego nie lubią, bo w żużlu panuje zasada, że kulturalny zawodnik puszcza szybszego, nie blokując mu drogi. Jeśli jednak porównamy Pedersena to kogoś, kto jeździ kulturalnie, np. Macieja Janowskiego, to zaczynamy się zastanawiać, który styl jest bardziej opłacalny. Ten, którym nikt cię nie lubi, a jesteś trzykrotnym mistrzem świata czy ten, w którym lubi cię każdy, ale nie masz nawet medalu w GP. Ilość bójek i nerwowych sytuacji wywołanych przez Pedersena jest nie do policzenia. Słynne już sytuacje z Jackiem Gajewskim, Matejem Żagarem, Krzysztofem Kasprzakiem, Grigorijem Łagutą, Tomaszem Gollobem, Samem Mastersem czy Chrisem Holderem to tylko te najbardziej znane. Pedersen nie miał nigdy zahamowań i wyglądało to tak, jakby awantury wręcz go napędzały. Często po takich akcjach wygrywał turnieje, podczas gdy rywal nie wytrzymywał psychicznie. Jeden z najlepszych w historii Można Pedersena nie trawić, nie lubić, nie znosić czy wręcz nie móc na niego patrzeć, ale nie można go nie docenić. To jeden z najwybitniejszych żużlowców w historii, trzykrotny indywidualny mistrz świata, a do tego raz srebrny i trzy razy brązowy medalista. Dodatkowo wraz z reprezentacją Danii zdobył mnóstwo krążków w Drużynowym Pucharze Świata, w tym cztery złote. Był indywidualnym mistrzem Europy i wygrał siedemnaście turniejów Grand Prix, w kolejnych 31 był na podium. Od wielu lat jest czołowym żużlowcem PGE Ekstraligi i mimo wieku, nadal jest w obrębie zainteresowań wszystkich czołowych klubów w każdym okienku transferowym. Jego problemem jest jednak współpraca z kolegami, a raczej jej brak. Wielokrotnie zarzucano mu (słusznie zresztą) nawet nie tyle brak pomocy, co wręcz przeszkadzanie partnerom na torze. Powodowało to liczne nerwowe sytuacje, ale wynika to po prostu z tego, jakie nastawienie ma Duńczyk do sportu i życia. To urodzony indywidualista, który niezależnie od rozgrywek ma pod taśmą trzech rywali i z każdym chce wygrać. Podobna postawa oczywiście zawsze będzie rodzić konflikty, ale to już się u niego nie zmieni, mimo regularnych deklaracji o chęci pomocy kolegom. Mówił to także przed obecnym sezonem, a na jednym z pierwszych treningów... pojechał z Romanem Lachbaumem tak, że ten prawie wylądował na płocie. Ot, cały Nicki Pedersen. Dwie twarze Najciekawszym aspektem 44-letniego żużlowca jest jego umiejętność odseparowania życia od pracy. Na co dzień to człowiek "do rany przyłóż", pomocny, cierpliwy, skory do rozmów, nigdy nieodmawiający autografu czy wywiadu. Potrafi angażować się w akcje charytatywne, pracować z dziećmi czy pomagać innym. Na torze wstępuje jednak w niego coś niewytłumaczalnego, co jest z pewnością dobrym materiałem do analizy psychologicznej. Pedersen pod taśmą zamienia się w żądnego zwycięstw diabła, który nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć swój cel. Taka postawa cechuje jednak największych tego świata. Kto w kluczowych momentach myśli o innych, nie będzie mistrzem świata i Pedersen to wie. Choć jego poziom sportowy nie jest już taki jak w latach 2003-2008, kiedy to był absolutnie topowym żużlowcem świata, to jednak nadal ma swoją markę i w PGE Ekstralidze jeździ kapitalnie, co pokazały choćby pierwsze mecze sezonu 2021. Niektórzy zaczęli się zastanawiać, czy przypadkiem patrząc na Grega Hancocka, Pedersen nie będzie w stanie wrócić do GP i znów zawalczyć o złoto. Jeśli będzie jeździł tak jak teraz, to kto wie. Wrócił znowu stary, dobry Pedersen. Taki, którego większość nie cierpi i taki, za którym absolutnie każdy będzie tęsknić, gdy skończy karierę. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź