Na tor zamiast na front Marian Kaiser przyszedł na świat 14 stycznia 1933 roku pod Inowrocławiem, jednak pierwsze kroki na żużlowym motocyklu stawiał w gorzowskiej Stali. Od najmłodszych lat w motoryzacyjnej pasji towarzyszył mu jego brat, Stanisław, który również został żużlowcem. Nigdy nie osiągnął poziomu Mariana, jednak przez lata z dumą nosił miano solidnego ligowca, awansując nawet dwukrotnie do finału Indywidualnych Mistrzostw Polski. Marian zadebiutował w barwach Stali w 1951 roku, szybko pokazując, że już jako 18-latek zaczyna aspirować do najwyższych osiągnięć. Jego starty w województwie lubuskim nie trwały jednak zbyt długo, przed sezonem 1953 przeniósł się do świętochłowickiego Śląska. Na południu Polski również nie zagrzał miejsca zbyt długo. Nie dlatego, że - jak było w przypadku Józefa Jarmuły - tamtejsi działacze utrudniali mu dostęp do najlepszego sprzętu (Kaiser był bowiem ich oczkiem w głowie), ale ze względu na powołanie do wojska. Wskakując w kamasze przywdział barwy CWKS-u Wrocław. Z Wrocławia przeniósł się do innej wojskowej drużyny - CWKS-u Warszawa, przekształconego później w Legię. Ten klub w czasach PRL-u słynął z resztą podobnych praktyk w wielu dyscyplinach sportu. Poprzez powołanie do służby wojskowej na Łazienkowską trafił później legendarny zawodnik piłkarskiej sekcji biało-zielonych, Kazimierz Deyna. W 1957 roku niespodziewanie święcił ogromny sukces. Finał Indywidualnych Mistrzostw Polski odbywał się wówczas w prawdziwej paszczy lwa - przy Gliwickiej 72 w Rybniku, na domowym torze Górnika, ówczesnego hegemona rozgrywek. Kaiser pokonał jednak miejscowych ulubieńców na czele z Joachimem Majem czy Stanisławem Tkoczem i stanął na najwyższym stopniu podium. Przełomem emigracja Prawdziwy przełom w karierze Kaisera nastąpił w roku 1959, gdy jako pierwszy żużlowiec w historii komunistycznej Polski otrzymał zgodę na start w bardzo prestiżowej wówczas lidze angielskiej i dołączył do klubu z Leicester. Pierwotnie to nie on miał być pierwszym biało-czerwonym emigrantem na brytyjskich torach. W zaszczytnej roli pioniera widziano wówczas przede wszystkim Floriana Kapałę. Schyłek lat pięćdziesiątych w niczym nie przypominał jednak czasów współczesnych w których zawodnik bez problemu pokonuje w tygodniu dystans pomiędzy torami lig polskiej, szwedzkiej i angielskiej, a w swoistym międzyczasie "obskakuje" turniej Grand Prix lub jakiś lokalny memoriał. Wówczas podróż do Anglii wiązała się z roczną karencją od polskich rozgrywek, na co rzeszowski klub Kapały nie mógł sobie pozwolić. Po udanym epizodzie na Wyspach, Kaiser wrócił do Polski w świetnej formie. W Anglii miał okazję z bliska przyglądać się największym tuzom czarnego sportu. Na pokład samolotu do Wielkiej Brytanii wsiadał solidny ligowiec, mistrz kraju i zdobywca Złotego Kasku z powrotnego wysiadł zaś prawdziwy gwiazdor, który miał zdominować kolejne sezony nad Wisłą. Lider złotej kadry W 1960 roku awansował do finału światowego indywidualnych mistrzostw świata na londyńskim Wembley. Zajął w nim dopiero 15 miejsce, jednak sama obecność wśród ścisłej światowej czołówki była już wówczas dla Polaka ogromnym osiągnięciem. Wszak pierwszego reprezentanta w zawodach tej rangi - Mieczysława Połukarda - mieliśmy dopiero rok wcześniej. W międzyczasie zlikwidowano klub żużlowy w Warszawie, więc Kaiser był zmuszony zmienić swojego "pracodawcę". Przeniósł się do innej wojskowej drużyny - Gdańska. Wtedy nie wiedział jeszcze, że za około 30 lat barwy tego klubu podczas służby wojskowej będzie reprezentować najważniejszy żużlowiec w historii kraju, Tomasz Gollob. W barwach tej drużyny dwukrotnie stanął na podium indywidualnych mistrzostw kraju - zajął drugie miejsce w sezonach 1960 i 1961. Największy triumf w karierze wychowanka Stali to jednak bez dwóch zdań pierwsze w historii Polski złoto Drużynowych Mistrzostw Świata z 1961 roku. Na domowym torze we Wrocławiu reprezentacja naszego kraju w składzie: Florian Kapała, Mieczysław Połukard, Henryk Żyto, Stanisław Tkocz i Kaiser pokonała Szwedów zaledwie jednym oczkiem. Spora w tym zasługa właśnie aktualnego wicemistrza Polski, który był zdecydowanym liderem drużyny - zdobył 10 punktów w 4 startach. Zapomniany przez historię Mimo iż to właśnie Kaiser był najjaśniejszym punktem tamtej reprezentacji, został on najsłabiej zapamiętany przez kibiców. Spora w tym zasługa ówczesnych władz naszego kraju, które dość sprawnie wymazały jego nazwisko ze świadomości kibiców po ucieczce zawodnika z komunistycznej Polski do Republiki Federalnej Niemiec w 1966 roku. Odebrano mu wszelkie odznaczenia i tytuły. Kaiser nigdy nie powrócił na stałe do ojczyzny, zmarł w 1991 roku w niemieckim Regensburgu. Miał 58 lat. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!