Filar kadry przez długie lata Gdy spojrzymy na zdjęcia polskiej reprezentacji sprzed kilkudziesięciu lat, trudno nie dostrzec tam charakterystycznego, lekko łysiejącego zawodnika z burzą kręconych włosów. Tak, większość żużlowców wówczas tak wyglądała. Ale na zdecydowanej ilości zdjęć jest Marek Cieślak. Wszystko dlatego, że od najmłodszych lat był podporą polskiej kadry i swoją równą dyspozycją udowadniał, że warto na niego stawiać. Jeździł z największymi (Jancarz, Plech) i sam do nich należał. Przez całą ligową karierę reprezentował barwy klubu z Częstochowy. Obecnie to trudne do wyobrażenia, ale kiedyś było regułą. Z Włókniarzem Cieślak zdobył dwa medale DMP rok po roku, złoto w 1974 i srebro 1975. Zwyciężył także w Złotym Kasku i zajął drugie miejsce w finale IMP. Choć na arenie krajowej bardzo się z nim liczono, to o dziwo większe sukcesy odnosił w startach za granicą. Kibice w wielu krajach do dziś pamiętają jego karierę zawodniczą, mimo że wiedzą jak dobrym i uznanym jest trenerem. Śmiało, można powiedzieć, że ulubioną imprezą dla Cieślaka były Drużynowe Mistrzostwa Świata. Zajął tam dwukrotnie drugie (1976, 1977) i dwukrotnie trzecie miejsce (1972, 1978). W indywidualnej edycji tych zawodów tak dobrze sobie nie radził, choć trzy razy startował w wielkim finale. Spędził także dwa sezony w lidze angielskiej w barwach drużyny White City Rebels. Jego starty i sukcesy w licznych zawodach były jednak tylko częścią życiowego dorobku, który znacznie zwielokrotnił, gdy zaczął pracę trenerską. Nie obyło się bez afer Cieślak jako trener urósł wręcz do rangi magika, osoby potrafiącej uczynić cuda i jak nikt wybrać danego zawodnika do składu na dane zawody. A przy tym potrafił być konsekwentny i nie kierować się prywatnymi sympatiami, które - jak każdy człowiek - ma lub miał. W 2016 odsunął na finał DPŚ słabo spisującego się Macieja Janowskiego (jego wychowanka). Podobnie postąpił w sezonie 2019, kiedy tenże sam Janowski wykręcał się od jazdy w kadrze, wysyłając zwolnienia lekarskie. Część osób krytykowała Cieślaka za to, że nie jeżdżą najlepsi, inni stali za nim murem. Ot, cały Cieślak. Połowę ma za sobą, połowę przeciwko sobie. Niezbyt ciekawie potoczyła się jego trenerska przygoda w Ostrowie w 2015 roku. Do sytuacji doszło po finale 1. Ligi, w którym jego Ostrovia walczyła z Lokomotivem Daugavpils. Gospodarze wygrali, ale z awansu dzięki lepszemu bilansowi w dwumeczu cieszyli się Łotysze. Wściekli ostrowianie szukali winowajcy całego wydarzenia. Padło na Cieślaka, które zdecydowano się przebadać alkomatem. Ten wykazał 1 promil alkoholu w wydychanym powietrzu. - Ty pijaku, jesteś skończony - krzyczał do trenera prezes Mirosław Wodniczak. Sam Cieślak mówił, że to tylko nalewka od Kokina. Ostatecznie Cieślak wyszedł z tego lekko pobijany, ale nadal uchodził za fachowca. W sezonie 2020 prowadząc ekipę z Częstochowy, Cieślak pokłócił się z prezesem Michałem Świącikiem. Poszło o tor, a konkretnie o tor na jeden mecz. Walkower, którym rozstrzygnięto starcie Włókniarza ze Stalą Gorzów, miał swój ciąg dalszy. Świącik obwiniał Cieślaka, Cieślak obwiniał Świącika. Skończyło się tym, że szkoleniowiec złożył wypowiedzenie. Duża część środowiska stała jednak za nim w tym sporze, a samemu Cieślakowi też to zamieszanie nie zaszkodziło, bowiem już w nowym sezonie poprowadzi ROW Rybnik w walce o powrót do PGE Ekstraligi.