Debiut u boku idola Jan Ząbik do szkółki trafił jako 19-latek, co w tamtych czasach i tak nie było jeszcze wiekiem aż tak późnym. W związku z koniecznością posiadania prawa jazdy i znacznie dłuższym wiekiem juniora, część zawodników zaczęła jazdą nawet po 20-stym roku życia, co na obecne czasy wydaje się nie do pomyślenia. Nie było mu łatwo. W szkółce było wówczas prawie 100 adeptów, a do dyspozycji mieli... dwa motocykle. Ząbik szybko zadebiutował w lidze, a dodatkowo miał możliwość zrobienia tego w niemal wymarzony dla siebie sposób. Stanął pod taśmą w parze z inną legendą toruńskiego żużla i zawodnikiem, w którego wszyscy młodzi z grodu Kopernika byli wówczas wpatrzeni jak w obrazek. Mowa oczywiście o Marianie Rose. Debiut Ząbika miał miejsce w Gnieźnie w 1966 roku. Początkowo oczywiście nie przywoził zbyt wielu punktów, nie okrzyknięto go też od razu wielkim talentem. Mówiono, że przede wszystkim jest pracowitym i spokojnym chłopakiem. Ząbik robił powolne postępy i z czasem jego rola w zespole uległa zmianie. Zaczynał odnosić sukcesy w kraju - w 1968 roku zdobył srebrny medal indywidualnych mistrzostw Polski juniorów i zwrócił na siebie uwagę innych ośrodków. W Toruniu także dostrzeżono jego potencjał i od tego czasu był już jedną z czołowych postaci zespołu. Po tragicznej śmierci swojego mentora, Jan Ząbik w młodym wieku musiał poniekąd przejąć jego rolę. Poprowadził swoją drużynę po upragniony awans w szeregi najlepszych ekip w kraju, a sam kontynuował kolekcjonowanie medali zawodów różnej rangi. Wielokrotnie jeździł w finałach IMP, choć nie udało mu się zdobyć medalu. Wraz z Wojciechem Żabiałowiczem zdobył srebro w MPPK. Oczywiście powołano go do kadry narodowej, ale było to akurat w czasie, gdy Ząbik wyjechał do Anglii i tam jeździł w barwach drużyny z Sheffield. - To była prawdziwa szkoła życia. Szkoda, że tylko jeden rok - mówił po latach. Jeżdżący trener Nadal młody, ale już myślący o życiu po karierze Jan Ząbik, powoli coraz bardziej zaczynał interesować się rolą trenera. Pełnił ją nawet w trakcie swoich startów, bowiem gdy w 1986 roku torunianie triumfowali w rozgrywkach, to właśnie on figurował jako szkoleniowiec. Rok później zdecydował się postawić wyłącznie na pracę trenera i oficjalnie zjechał z toru. Zorganizował turniej pożegnalny, w którym złudzeń rywalom nie pozostawił wielki Hans Nielsen. Ząbik miał 42 lata, więc był to dobry czas na zejście ze sceny i zajęcie się przekazywaniem wiedzy młodym. To jego pomysłem było wybudowanie minitoru, na którym wychowało się wielu znanych zawodników, na przykład Tomasz Bajerski. Ząbik pracował także w różnych klubach: Grudziądzu, Ostrowie czy Wrocławiu. Wszędzie był bardzo szanowany, a efekty jego pracy widoczne po wynikach wychowanków. Wrócił później do Torunia i ze swoim klubem sięgnął po złoty medal DMP 2001, mając w składzie takich zawodników, jak Tony Rickardsson, Andreas Jonsson, Robert Kościecha czy Bajerski właśnie. Później już niemal całkowicie zajął się najmłodszymi. Ząbik sam o sobie mówił niejeden raz, że nie był zawodnikiem wybitnym. Poniekąd miał rację, bowiem rzeczywiście jakichś ogromnych sukcesów nie osiągnął, niemniej jego zasługi w pracy trenerskiej są potężne i mówią o tym sami żużlowcy. Szkoleniowiec nie ukrywa, że jego decyzja o zakończeniu startów i rozpoczęciu trenowania wiązała się z chęcią osiągnięcia z wychowankami tego, czego sam na torze nie osiągnął. Najmłodsi żużlowcy niezwykle cenią go za spokój i podejście na zasadzie "dobrego wujka" służącego radą i pomocą. Syn mógł go przebić, ale miał pecha Jednym z najbardziej znanych wychowanków Jana Ząbika jest jego syn, Karol. Chłopak od samego początku fenomenalnie się zapowiadał i było widać, że będzie z niego kawał zawodnika. Miał wszystko, co trzeba: talent, sponsorów i świetnego trenera w postaci ojca. Już jako junior zdobył worek medali różnych imprez, ale jego kariera nie potoczyła się tak, jak oczekiwał on i jego ojciec. Po wielu groźnych upadkach, zakończył karierę i obecnie także jest szkoleniowcem. Miał jednak podstawy, by marzyć o przebiciu osiągnięć torowych swojego ojca. Jan Ząbik pomagał synowi najlepiej jak potrafił, ale nigdy go nie faworyzował. Wraz z Adrianem Miedzińskim, Karol i tak był zdecydowanie lepszy od pozostałych toruńskich juniorów i nie było potrzeby jakiejkolwiek promocji na siłę. W bardzo młodym wieku został jedną z czołowych postaci drużyny, potem wygrał mistrzostwa świata juniorów. Można tylko żałować, że jego kariera potoczyła się w ten sposób, bo mając wsparcie takiego trenera, Karol mógł zajść bardzo wysoko. Na zakończenie warto dodać, że Jan Ząbik wyróżniał się też w środowisku klasą i kulturą osobistą. Nigdy nie było z nim żadnych kontrowersyjnych historii, stronił od brudnych, nieuczciwych zagrań. To już obecnie rzadkość w dość mało eleganckim środowisku żużlowym, pełnym intryg i niedomówień. Aż chciałoby się stwierdzić, że Ząbik do tego towarzystwa wręcz nigdy nie pasował. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź