Szybko zorientował się, jakie jest jego powołanie Nietrudno się domyślić, od czego Jan Grabowski zaczynał przygodę z czarnym sportem. Oczywiście od kariery zawodniczej, która jednak zbyt długo nie potrwała. W sumie na torach jeździł tylko przez dziesięć lat i był zawodnikiem solidnym, rzetelnym, ale szału wielkiego nie robił. Nie można było absolutnie stawiać go na równi z wielkimi tamtych czasów: Markiem Cieślakiem, Zenonem Plechem czy Edwardem Jancarzem. Reprezentował barwy wyłącznie jednego klubu: Falubazu (Zgrzeblarek) Zielona Góra. Za jego największe sukcesy można uznać dwa medale Drużynowych Mistrzostw Polski, jakie zdobył z zielonogórską ekipą. Były to krążki brązowe w latach 1973 i 1979. Liderem nie był, ale zdarzały się sezony, w których jego forma była bardzo wysoka. W 1974 roku miał drugą średnią w zespole, zaraz po Zbigniewie Filipiaku. Były to wyniki lepsze od takich zawodników, jak Romuald Łoś, Paweł Protasiewicz czy nawet Bolesław Proch. Tamten sezon ostatecznie zakończył się porażką Falubazu, który spadł do II ligi, ale tylko na moment. Po szybkim awansie, nastąpił kolejny spadek. Co prawda Jan Grabowski jeździł nadal dobrze, ale powoli dawały mu o sobie znać skutki licznych upadków. Jego wyniki były jednak nieco słabsze niż te osiągane w I lidze, co mogło zaskakiwać. Coraz częściej myślał o końcu kariery, choć ta trwała raptem kilka lat. Zaczynał już sprawdzać się jako trener, co w przyszłości okazało się jego wielkim fachem. W 1980 roku postanowił skończyć z czynną jazdą i stuprocentowo zająć się pracą szkoleniowca. Była to najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Umiał dotrzeć do każdego Gdy młody stosunkowo trener zaczyna pracę z zawodnikami, często musi zapłacić tzw. frycowe w postaci dość małego autorytetu, co dla osoby teoretycznie mającej na celu zarządzanie innymi, może być swego rodzaju potwarzą. Jan Grabowski jednak nie miał tego problemu, bowiem jego fachowe podejście jeszcze w trakcie czynnej jazdy robiło wrażenie na kolegach - Nadawał się do tej pracy. Był dobrym pedagogiem, umiał do każdego dotrzeć - chwalił go Andrzej Huszcza na łamach Gazety Lubuskiej. Jego co prawda Grabowski nie uczył jeździć, ale był później szkoleniowcem zawodnika. Grabowski specjalizował się także w wyszukiwaniu żużlowych talentów, które umiał później oszlifować. To spod jego ręki wyszli między innymi: Tomasz Jędrzejak, Rafał Kurmański, Rafał Szombierski czy przede wszystkim Piotr Protasiewicz. Sukcesów każdego z nich nie trzeba przypominać, choć losy tych żużlowców potoczyły się różnie. - Pan Jan był dla mnie osobą, pod okiem której stawiałem pierwsze kroki, szlify na żużlu. Nauczył mnie podstaw. Jestem mu za to bardzo wdzięczny - mówił Protasiewcz w wywiadzie dla wspomnianej gazety. Sporo Grabowskiemu zawdzięczają także tacy żużlowcy, jak Sławomir Dudek, Kacper Woryna, Tomasz Poprawski, Łukasz Romanek, Robert Chmiel, Patryk Pawlaszczyk, Grzegorz Walasek czy Kamil Wieczorek. Nie każdy z nich zrobił oszałamiającą karierę, ale każdy minimum przez chwilę trenował pod okiem Grabowskiego. Niestety kilku już nie żyje, choć zapowiadali się na naprawdę dobrych żużlowców. Można śmiało powiedzieć, że Jan Grabowski był prawdziwym jednoosobowym przedsiębiorstwem do produkcji zdolnych zawodników. Protasiewicz był jego dumą, ale kolejnej dumy nie doczekał Grabowski nigdy nie ukrywał, że za swojego największego wychowanka uznawał Piotra Protasiewicza. W sumie na to też wskazują wyniki jego podopiecznych. Nikt nie ma tylu sukcesów, co Protasiewicz, który był indywidualnie, drużynowo i w parach mistrzem Polski, drużynowym mistrzem świata czy wielokrotnym medalistą różnych innych imprez. Zdobył także złoto IMŚJ, z którego Grabowski był bardzo dumny. Chwalił podejście zawodnika, żelazną dyscyplinę i stronienie od używek. Sam żużlowiec także zachwalał metody szkoleniowca. - Trenera Grabowskiego zapamiętam jako człowieka bardzo stanowczego. Albo się to komuś podobało, albo nie. Jeśli ktoś miał co do jego metod wątpliwości, to musiał sobie poszukać innego zajęcia niż jazda na żużlu. Nie wszystko zaczynało i kończyło się jednak dla niego na sporcie. Zwracał uwagę na lekcje i szkołę. Wszystkim to wpajał i każdego kontrolował - mówił w 2013 roku w rozmowie z WP SportoweFakty. W lutym tamtego roku pojawiło się zresztą wiele tekstów o Janie Grabowskim, bowiem właśnie 13 dnia tego miesiąca wielki trener niespodziewanie zmarł w wieku 67 lat. Był cały czas aktywny zawodowo i spokojnie mógł wychować wielu zawodników i być może swoją kolejną dumę. Środowisko pokazało jednak, ile znaczył w żużlu. Jego pogrzeb zgromadził przedstawicieli niemal wszystkich polskich ośrodków, były uroczyste przemówienia i sztandary. Został pochowany na cmentarzu tuż przy stadionie w Zielonej Górze, gdzie wielokrotnie święcił wielkie sukcesy. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!