Założył klub, a potem prawie stracił rękę na torze Florian Kapała rozpoczął swoją karierę żużlową w 1948 roku na stadionie RKS-u Rawicz, który dziś nosi jego imię. Tamten okres był erą zupełnej dominacji w żużlowej Polsce zawodników z sąsiedniego miasta, przede wszystkim sławnego w całym kraju Alfreda Smoczyka. Wówczas - jak wspomina twórca portalu speedway.hg.pl - w nieco mniejszym Rawiczu właśnie Kapała wraz z braćmi Franciszkiem i Marianem Nowackim oraz Janem Sekalskim zdecydował się założyć konkurencyjny klub. Ówczesny czarny sport niezbyt przypominał dzisiejszy. Żużlowcy nie dosiadali dedykowanych maszyn wyprodukowanych specjalnie do użytku w tego typu wyścigach, a jedynie nieco przerobionych poniemieckich motocykli szosowych. Za tor służyły zazwyczaj pospolite bieżnie lekkoatletycznie, niezbyt często otoczone drewnianą bandą. W tych właśnie warunkach Kapała, młody chłopak z niewielkiego wielkopolskiego miasteczka, szlifował swój ogromny talent. Bardzo szybko rosła jego renoma. Niestety, rozwój kariery rawiczanina został brutalnie przerwany, gdy miał 23 lata i był już brązowym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Polski. Podczas wyścigu na leszczyńskim torze stracił panowanie nad swoją maszyną, a jego dłoń wpadła między szprychy rywala. - Szybko przewieziono go na oddział chirurgiczny do Poznania i tam lekarze uratowali mu zmasakrowaną rękę. Do ścigania wrócił pod koniec 1952 roku - wspominał na łamach Sportowych Faktów Grzegorz Drozd, ekspert historii czarnego sportu. Na dworcu witało go całe miasto Niemal dwuletnia przerwa nie wpłynęła negatywnie na umiejętności Kapały. Co więcej, rozbudziła w nim sportową złość i głód sukcesów. Sezon 1953 stał już pod znakiem Kapały. Nie tylko osiągał świetne wyniki w nader prestiżowych wówczas turniejach jak choćby bydgoskie Kryterium Asów czy leszczyński memoriał Alfreda Smoczyka, ale przede wszystkim został indywidualnym mistrzem Polski. Po finale, Rawicz zgotował mu gorące powitanie na dworcu kolejowym. Mistrza przywitało niemal całe miasteczko. Jego kariera rozpędzała się jeszcze szybciej niż przed kontuzją. Nie zmieniło tego nawet tak traumatyczne wydarzenie jak śmierć rywala w wyścigu w którym startował. Podczas zawodów we Wiedniu zawodnik Gwardii Bydgoszcz Zygmunt Raniszewski wjechał motocyklem w schody na trybunach i zginął. Wielu zawodników po takiej sytuacji nie miałaby już odwagi choćby spojrzeć na motocykl, Kapała był jednak prawdziwym "twardzielem". W sezonie 1954 zajął wraz z kolegami bardzo wysoką trzecią pozycję w tabeli ligowej. Rok później poprowadził Kolejarza do największego sukcesu w dziejach klubu - srebra Drużynowych Mistrzostw Polski. Radość nie trwała jednak długo. Kapała z ulubieńca rawiczan szybko stał się wrogiem publicznym numer 1 w tym mieście. Żeby sobie nóżąt nie utrudził W odległym Rzeszowie opracowano nowy model żużlowego silnika. Na kanwie tego sukcesu postanowiono zbudować tam drużynę gwiazd, która dziś zwana byłaby pewnie dream teamem. Kapała nie mógł im odmówić. Kiedy jednak poprosił Kolejarza o zwolnienie, działacze nie tylko nie pozwolili mu na zmianę zespołu, ale także... zdyskwalifikowali na 2 lata. -W tamtych czasach nie było jednorocznych kontraktów, czy jakichś list transferowych, obowiązującym standardem była niemal sportowa wersja niewolnictwa. Prawie każde przenosiny traktowane były jak kaperownictwo i na ogół niechętnie traktowane przez środowisko. Uprzywilejowane były kluby wojskowe i milicyjne, które pod pozorem służby mogły ściągać do siebie co lepszych zawodników. Korzystała z tego w tamtych latach na przykład gwardyjska bydgoska Polonia. Ale w sumie wówczas ciekawe transfery nie odbywały się zbyt często. A w tym wypadku chodzić miało przecież o gwiazdę pierwszej wielkości, dwukrotnego wówczas mistrza kraju i wielokrotnego reprezentanta Polski - tłumaczył w Sportowych Faktach znany publicysta, Robert Noga. To wyjaśnia dlaczego w Wielkopolsce zawrzało. - Co piszą nasi informatorzy? Że darmowy transport mebli, luksusowe mieszkanie - to zresztą zgodne z przepisami, że pensja 7 tysięcy złotych miesięcznie. Na tym nie koniec, bo jeszcze szczęśliwy Florian Kapała ma otrzymać wymarzonego moskwicza, żeby sobie nóżąt nie utrudził - szydził z mistrza "Kurier Sportowy". Jego znacznie mniej liczni obrońcy wspominali co prawda o studiach inżynierskich i pracy w fabryce w WSK na których bardzo Kapale zależało, ale zostali zakrzyczani przez tłum osób, które dziś nazwane by pewnie zostały "hejterami". Nie przegrał z rywalami, tylko ze sprzętem. Złoto i tak ma Dyskwalifikacja została uchylona przez warszawską centralę. Nikt nie mógł pozwolić sobie na to, by tak ważny sportowiec został odsunięty na tak długi okres przez kaprys działaczy. Kapała trafił do Rzeszowa, gdzie jego potencjał jeszcze bardziej się rozwinął. -Mam do Kolejarza bardzo wielki żal, bo przecież bardzo dużo dla nich zrobiłem, a oni nie pozwolili mi na poprawienie warunków zawodowych i życiowych. Byłem już zdecydowany kategorycznie skończyć ze sportem żużlowym. Jednak dzięki pomyślnemu załatwieniu sprawy będę dalej startował w Rzeszowie. Z tej zmiany barw klubowych jestem bardzo zadowolony - mówił po czasie. Kapała stworzył z kolegami złotą erę rzeszowskiego speedwaya. Stal pod jego wodzą dwukrotnie zwyciężyła ligowe rozgrywki, a sam rawiczanin podczas swojego pobytu na Podkarpaciu dołożył do swojej kolekcji 2 złote medale indywidualnych mistrzostw Polski. Jako zawodnik Stali osiągnął również swój największy międzynarodowy sukces - złoto Drużynowych Mistrzostw Świata na stadionie we Wrocławiu. Reprezentował Polskę wraz z Henrykiem Żyto, Mieczysławem Połukardem, Marianem Kaiserem i Stanisławem Tkoczem. Kapała wygrał 2 pierwsze biegi, jednak podczas trzeciej serii startów jego motocykl uległ defektowi i w kolejnym wyścigu został zastąpiony przez rezerwowego. W 1967 roku zakończył karierę zawodniczą. Pozostał jednak w czarnym sporcie jako trener. Prowadził kluby z Torunia, Grudziądza i Tarnowa, jednak bez większych sukcesów. W Rawiczu dość szybko się z nim przeproszono. 2 lata po jego odejściu klub przestał istnieć, reaktywowano go dopiero po ponad czterdziestoletniej przerwie. Zrozumiano, że w tym mieście speedway równa się nazwisku "Kapała". Dlatego właśnie zdecydowano o nazwaniu tamtejszego stadionu jego imieniem. Kapała zmarł w Tarnowie w 2007 roku. Miał 78 lat. Wyniszczyła go ciężka choroba. Do końca swoich dni regularnie uczęszczał na zawody żużlowe. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! ------------------------------------------------ Samochód 20-lecia na 20-lecie Interii! ZAGŁOSUJ i wygraj 20 000 złotych - kliknij. Zapraszamy do udziału w 5. edycji plebiscytu MotoAs. Wyjątkowej, bo związanej z 20-leciem Interii. Z tej okazji przedstawiamy 20 modeli samochodów, które budzą emocje, zachwycają swoim wyglądem oraz osiągami. Imponujący rozwój technologii nierzadko wprawia w zdumienie, a legendarne modele wzbudzają sentyment. Bądź z nami! Oddaj głos i zdecyduj, który model jest prawdziwym MotoAsem!