Najniższy, a najlepszy Niski wzrost nie jest wśród żużlowców niczym nadzwyczajnym i zdecydowana większość z nich nie imponuje warunkami fizycznymi. Z reguły jednak ich wymiary oscylują pomiędzy 165 a 170 cm wzrostu. Robert Sawina miał 161 cm i tak naprawdę wśród czołówki polskich żużlowców tamtych czasów, niższy od niego był tylko Wiesław Jaguś, zresztą również wychowanek Apatora. Nie przeszkodziło to jednak obu tym zawodnikom w dojściu do dużej klasy sportowej i osiągnięciu znaczących sukcesów. Jedyna różnica między nimi polegała na tym, że Sawina zmieniał kluby, a Jaguś przez całą karierę był wierny rodzimym barwom. Z racji uwarunkowań fizycznych, Sawina miał swoje parametry i specyficzne upodobania dotyczące ustawień sprzętu. Kibice do dziś pamiętają jego wygiętą w kształt litery U kierownicę, która pomagała mu w pokonywaniu łuków. Tak naprawdę próżno było szukać jakiegokolwiek innego zawodnika z tak charakterystycznym ustawieniem tej części motocykla. Być może był to dla niego swego rodzaju handicap, bowiem Sawina odkąd tylko pojawił się w żużlu, odnosił spore sukcesy. Ośmiokrotnie kwalifikował się do finałów IMP, zdobył dwa medale: srebrny (Bydgoszcz 2001) i brązowy (brązowy 1992). Był także bardzo ważną postacią swoich drużyn ligowych, z którymi sięgał po krajowe trofea. Z Apatorem jeszcze w trakcie wieku juniorskiego zdołał zdobyć trzy medale DMP, złoto 1990 oraz dwa brązy w kolejnych latach. Sezon 1993 torunianie także skończyli na trzecim miejscu. Jeszcze jeden krążek Sawina dołożył w 2005 z Polonią Bydgoszcz i był to medal srebrny. Mógł mieć ich jeszcze więcej, gdyby nie szybka decyzja o zakończeniu kariery, którą zawodnik podjął po nieco słabszym sezonie 2006. - To był mój ostatni sezon na żużlu - oświadczył na początku kolejnego roku na atenie radia PiK. Trener i komisarz toru Choć Sawina w 2010 roku mając 39 lat zdecydował się na powrót do żużla jako zawodnik, był to raczej epizod. Odjechał jedno spotkanie w barwach Ostrovii. W meczu przeciwko Lubelskiemu Węglowi KMŻ zdobył cztery punkty w czterech biegach, a zatem nie zachwycił. Wrócił do pracy szkoleniowca, którą zaczął tuż po oficjalnym zakończeniu kariery, czyli w 2007 roku. Prowadził wówczas Wybrzeże Gdańsk, a więc klub, w którym wcześniej startował. Jego przygoda była sinusoidą. Najpierw w dobrym stylu wprowadził zespół do ekstraligi, by później w równie słabym stylu z niej spaść. Potem pracował także w bydgoskiej Polonii, z którą w 2011 roku wygrał rozgrywki I ligi. Miał też swój duży udział w złocie Młodzieżowych Drużynowych Mistrzostw Polski, które juniorzy Polonii w składzie Woźniak, Curyło, Adamczak, Jóźwik zdobyli na własnym torze. Potem przyszedł rok 2012 i kolejna próba zmierzenia się z najlepszą ligą świata. Polonia utrzymała się, ale szóste miejsce nikogo nie zadowalało. Mało tego, Sawina miał niezbyt dobre relacje z niektórymi zawodnikami. - Trener nie liczy się z moim zdaniem. Nie słucha moich próśb odnośnie przygotowania toru - narzekał jeżdżący wówczas w Polonii Artiom Łaguta. Później Sawina zajął się pracą komisarza toru i w odczuciu wielu osób ze środowiska był jednym z najlepszych w swoim fachu. Był ceniony zwłaszcza przez osoby z organów zarządzających ligą, które doceniały jego drobiazgowość i nieustępliwość, choć przez to z wieloma osobami miał na pieńku. Wywoływał emocje, bo potrafił naprawdę czepiać się szczegółów. Wojciech Stępniewski nazwał go jednak wprost jednym z najlepszych komisarzy. Jego kariera dobiegła jednak końca w 2016 roku. Od tego czasu Sawina trzyma się na uboczu i nie zdradza oznak chęci powrotu do żużla. Zbyt wrażliwy do żużla? Jeśli ktoś chce funkcjonować w środowisku żużlowym, musi mieć odporność na sytuacje stresowe i bardzo twarde miejsce, w którym plecy łączą się z nogami. Robert Sawina miał zawsze opinię człowieka wrażliwego, który wiele spraw odbiera osobiście i łatwo go zranić. 22 maja 2016 roku był komisarzem toru podczas ligowego meczu ROW-u Rybnik z Unią Tarnów, kiedy to doszło do tragicznego w skutkach wypadku Krystiana Rempały. Sawinę zabolały zwłaszcza słowa ojca zawodnika, który wiele osób obarczał winą za tragedię. W tym gronie był także właśnie Sawina, który zdaniem Rempały miał nie dopilnować właściwego przygotowania toru. Mówiło się, że przeżywa traumę i nie chce więcej pełnić funkcji komisarza. Nie pojawił się na seminarium pod koniec roku i było jasne, że chce się wycofać. Po raz kolejny zatem dała o sobie znać jego natura i być może zbyt personalne podejście do wielu rzeczy. Inna sprawa, że oskarżenia rodziny Rempałów wobec całego świata były zwyczajnie niesmaczne i skrzywdziły nie tylko Sawinę. Od tego czasu byłego żużlowca próżno szukać na zawodach żużlowych w jakiejkolwiek roli. Charakter Roberta Sawiny każe mieć poważne wątpliwości, czy były zawodnik wróci do świata speedwaya w najbliższym czasie, a nawet czy wróci w ogóle. Gdyby jednak całkowicie się wycofał, byłaby to wielka szkoda dla środowiska. Komisarz toru z tak znaczącymi sukcesami i doświadczeniem zawodniczym ma zawsze większy autorytet niż człowiek, który nigdy nie jeździł lub jego kariera skończyła się wraz z finiszem wieku juniorskiego. Pozostaje pytanie, czy Sawina w ogóle ma jeszcze ochotę na żużel. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź!