KS Apator Toruń ma już spokój z tyłu głowy. Dwuletnie kontrakty z liderami dają poczucie bezpieczeństwa, a także chłodną głowę, która w walce o najwyższe cele jest niezbędna. Do klubu ściągnięto Jana Kvecha i Mikkela Michelsena. Transfer Czecha budzi jednak wątpliwości. Mieli go dosć. Zawrócił im w głowach W Stelmet Falubazie Zielona Góra zawodnik nie robił furory. Kibice poddawali jego profesjonalizm pod wątpliwość, a momentami mieli go dosć. Miał problemy z dopasowaniem, często był wolny. W jednym ze spotkań rozwścieczył dyrektora sportowego Piotra Protasiewicza. Gdy ten zaoferował mu możliwość jazdy, to zawodnik odpowiedział, jakby mu to było obojętne. Protasiewicz stwierdził, że odmawia jazdy, a na następny mecz już go nie zabrał. Czech jednak miał udany mecz w Toruniu, gdzie zdobył 7 punktów w czterech startach. Kapitalnie wypadł także na Motoarenie w Toruniu podczas Grand Prix, zdobywając 11 punktów. W półfinale był trzeci i nie dostał się do finału. Potrafił po orbicie objechać nawet samego Zmarzlika. Te dwa występy mogły zawrócić działaczom torunian w głowach, którzy ściągnęli go do swojej drużyny. Czy ten transfer ma sens? Kvech ma zastąpić Wiktora Lamparta. Na papierze to jednak prawie żadna różnica. Czech miał średnią 1,22, a Polak 1,11. Dodatkowo to będzie ostatni sezon, w którym były wicemistrz świata juniorów ma status zawodnika U24. To pokazuje, że przez lata nie rozwinął się jakoś wybitnie, bo młodsi od niego zawodnicy potrafią jeździć lepiej. Mowa tu o Mateuszu Cierniaku, Bartłomieju Kowalskim czy Keynan'ie Rew. Wobec tego transfer może okazać się pozbawiony sensu. Dla Czecha to ostatni rok jako zawodnik U24, a nie jest on żużlowcem, który robi wyraźną różnicę. Wydaje się, że toruńska drużyna mogłaby lepiej zainwestować w zawodnika, który przez co najmniej dwa sezony będzie mógł występować jako U24, zwłaszcza biorąc pod uwagę kontrakty liderów, które obowiązują przez dwa lata. Takie posunięcie ułatwiłoby atak na złoto w PGE Ekstralidze w 2025 i 2026 roku.