Kiedy 7 września 2024 roku Mikkel Michelsen runął na tor i wylądował w szpitalu, odnosząc szereg złamań, w domach toruńskich kibiców zatrzęsły się żyrandole. Groźna kraksa z Bartoszem Zmarzlikiem zakończyła mu miniony sezon. Podpisali gwiazdę za 800 tysięcy Duńczyk w tamtej chwili był już dogadany z KS Apatorem. Nagle pojawiły się wątpliwości, kiedy i w jakiej formie wróci na tor. Po czasie przyznawał, że to była najgorsza rzecz jaka mu się przydarzyła. Michelsen stracił przede wszystkim szansę na pierwszy w życiu medal w Grand Prix. Klub podpisał go za stosunkowo niskie pieniądze. Gdyby przeciągał rozmowy, być może dostałby więcej, niż tylko 800 tysięcy złotych za podpis i 8 tysięcy za punkt. Mimo wszystko jego pozycja negocjacyjna nie była już tak duża, jak jeszcze rok czy dwa lata temu. Wartość 3-krotnego mistrza Europy podczas jazdy w Częstochowie drastycznie spadła. Już wszystko jasne, pokazał zdjęcie 30-latek przed przyjściem do Włókniarza był postrzegany jako główny filar zespołu. Teraz już tak nie jest, choć właśnie idealnie może się wkomponować w toruński zespół. Tam nikt nie będzie wymagać od niego regularnych dwucyfrówek. Przede wszystkim ma być solidną drugą linią, lecz wszyscy doskonale wiedzą, że nadal drzemie w nim potencjał na średnią w okolicach dwóch punktów na wyścig. Takimi występami tylko i wyłącznie pomógłby drużynie nawiązać równą walkę z Motorem Lublinem. Kibicom z Torunia spadł kamień z serca, bo Michelsen poinformował, że jest w pełni zdrowy. Ma już za sobą pierwsze jazdy na dirt bike'u w Rocco's Ranch podczas obozu przygotowawczego w Hiszpanii. Jeśli następnie swoją wartość udowodni na torze, to będzie można tylko pogratulować szefostwu KS Apatora udanego transferu. Mikkel byłby kolejnym zawodnikiem, nadającym kłam twierdzeniu, że w Toruniu żużlowcy sportowo cofają się w rozwoju.