Torunianie od stycznia siedzibę klubu mają poza Motoareną, w jednym z biurowców należących do właściciela klubu, Przemysława Termińskiego. Decyzja o zmianie lokalizacji była podyktowana chorymi cenami za wynajem pomieszczeń biurowych na stadionie. Jak mówią w klubie, złapali się za głowę, gdy zobaczyli rachunki. Innego wyjścia nie mieli. I niech to będzie coś, do czego niestety powinniśmy się przyzwyczaić. Kluby będą zmuszone do podobnych decyzji. Problemy są nie tylko w naszym kraju zresztą. Wczoraj oficjalnie odwołano prestiżowe zawody ice speedwaya w holenderskim Heerenveen. Powód? Tak wysokie koszty energii, że organizacja turnieju pochłonęłaby krocie. Mówi się, że kilka znanych ośrodków w Niemczech także w tym roku na pewno zrezygnuje ze swoich sztandarowych imprez, bo po prostu się to nie opłaca. Musieliby zrobić bilety po 50-60 euro, by się zwróciło. Apator nie będzie jedyny? Przykład mistrza Polski z 2001 roku pokazuje, jak kuriozalnych sytuacji możemy wkrótce być świadkami. Co prawda na razie nie słychać o tym, by ktoś podjął podobną decyzję, ale za to dochodzą głosy o trudnościach w realizacji kontraktów, jakie mogą mieć kluby. Niektórzy mogą się przeliczyć, bo podpisali milionowe umowy, a nie wzięli pod uwagę na przykład tego, że kibice z tytułu wysokich cen obejrzą część meczów w telewizji. Pytanie, co zrobi klub zmuszony do przeprowadzki, a niebędący w rękach kogoś, kto ma własne biurowce. Przecież tak czy inaczej czekają go wówczas opłaty za wynajem, więc trafi z deszczu pod rynnę. Lepiej byłoby chyba wtedy zostać na stadionie, nawet przy większych kosztach. Sama ta dyskusja brzmi jak kuriozum, ale jest całkiem realna w obecnych czasach. A informacje o tym, że to nie koniec podwyżek, delikatnie mówiąc, nie napawają optymizmem.