Harris to postać uwielbiana przez wielu polskich kibiców, zwłaszcza tych z młodszego pokolenia. Powody tego fanatyzmu są trudne do określenia, ale istnieje sporo grup czy mini-fanklubów poświęconych temu zawodnikowi. Brytyjczyk często jest oznaczany w postach kibiców, więc na pewno ma świadomość uwielbienia u polskich kibiców. Choć jeszcze kilka lat temu u części z nich budził coś w rodzaju irytacji, kiedy rokrocznie jeździł w Grand Prix, a nigdy za bardzo nie był w stanie włączyć się do walki o medale. Domagano się, by w końcu pojawił się inny Brytyjczyk, ale na tamten moment za bardzo nikogo nie było. Ostatnim sezonem Harrisa w GP był rok 2016, kiedy to raz nawet udało mu się stanąć na podium (zajął trzecie miejsce w Pradze). To był jednak "wypadek przy pracy", bo wszystkie inne turnieje Harris miał fatalne, łącznie gromadząc ledwie 40 punktów. W Czechach zdobył jedną czwartą z tamtego roku. Łatwo więc sobie wyobrazić, jak kiepsko jechał w innych zawodach, nawet jeśli ktoś ich nie pamięta. Później Chris wypadł z cyklu i do niego nie wrócił. Wygląda na to, że już w zmaganiach o mistrzostwo świata go nie zobaczymy. Legenda kończy z kadrą. Pożegnał się brązem W niedzielę w Roden Chris Harris oficjalnie zakończył karierę reprezentacyjną. Podczas finału Speedway of Nations na długim torze wywalczył wraz z Wielką Brytanią brązowy medal, w ładny sposób wieńcząc długą kadrową przygodę. Harris od kilkunastu lat był etatowym reprezentantem swojego kraju, chociaż ostatnio stracił miejsce w ścisłej kadrze, bo jednak Woffinden, Lambert czy Bewley to minimum jedna, jak nie dwie półki wyżej niż Harris. Jego kadrowych dokonań nikt mu jednak nie zabierza. Status legendy utrzyma na zawsze. Ciekawostką jest to, że mało brakowało, a Harris nie miałby okazji do jazdy w niedzielę w Holandii. Po całonocnych opadach tor był w kiepskim stanie, a dodatkowo zarządzono jego... polewanie, co spowodowało jeszcze większą katastrofę. Zawodnicy nie za bardzo chcieli jechać, narzekali zwłaszcza na drugi łuk. Jednym z głównych przeciwników rozpoczęcia zawodów był... Harris, który podczas treningu omal nie wypadł poza tor. Ostatecznie turniej rozegrano z 3-godzinnym opóźnieniem. Tor spisał się zaś całkiem nieźle.