Kamil Hynek, Interia: Prezes ZOOleszcz GKM-u - Marcin Murawski po wysokiej wygranej w Ostrowie zastanawia się, czy to Arged Malesa była tak słaba, czy jego zespól tak mocny. Panu do, której wersji bliżej? Piotr Markuszewski, były zawodnik GKM-u Grudziądz: Na pewno wiemy, że dopisujemy do tabeli dwa duże punkty za zwycięstwo (śmiech). A to najważniejsze, bo dużo było znaków zapytania przed tym meczem. Trochę siedzieliśmy jak na szpilkach przed tą inauguracją, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy. Było się do czego przyczepić? - To, że Nicki będzie liderem i zrobi świetne punkty, można było raczej stawiać w ciemno. Cieszy, że Przemek Pawlicki jest w formie. Na plus Kasprzak i Krakowiak. Lekko rozczarowała mnie postawa Jakobsena. Spodziewałem się po nim więcej. Może zjadła go trema debiutanta w PGE Ekstralidze. Ale nie mam do niego pretensji, pierwsze śliwki robaczywki. Utrzymanie już jest, GKM idzie po play-off? - Nikt u nas nie brał pod uwagę spadku. Ostrów zderzył się z rzeczywistością ekstraligową, ale daleki jestem od skreślania tej drużyny. Oni napsują jeszcze sporo krwi rywalom. eWinner 1. Liga i PGE Ekstraliga, to dwie różne bajki. Tu już nie ma przelewek, nikt nie będzie się z tobą cackał, jak poczuje krew. Przekonał się o tym dobitnie Oliver Berntzon, który dwa razy upadł w pierwszym łuku po kilku kuksańcach z łokcia od Nickiego Pedersena. Osobiście wykluczyłbym Szweda już po pierwszej "leżance", speedway to nie szachy. Ale okej, sędzia zdecydował inaczej. Co nie zmienia faktu, iż widać było, że Berntzon miał wybity z głowy żużel już do końca zawodów. Po zwycięstwie w Ostrowie GKM już nic nie musi, porażka z Wrocławiem jest wkalkulowana w "koszty"? - Nie będzie podejścia na zasadzie, że skoro wygraliśmy z Arged Malesą, to teraz możemy położyć lagę na Wrocław i czekać na teoretycznie łatwiejszego przeciwnika. Zawodnicy przygotowują się do wszystkich meczów tak samo. Nie ma dzielenia rywali na lepszych i gorszych. Zwycięstwo nad mistrzem Polski zawsze smakuje wyjątkowo. Wiem, że zawodnicy bardzo dużo trenowali przed Spartą. Grunt to trafić od razu z ustawieniami, zaszachować wrocławian. Morale wtedy od razu skoczą do góry, pewność siebie urośnie. Kamienie w Grudziądzu spadły z serc, ale zastanawiam się, czy euforia i optymizm przed Wrocławiem nie jest przesadzony. Arged Malesa, a Betard Sparta, to zupełnie inny rozmiar kapelusza. - Apetyty są wyostrzone, ale tę realną siłę GKM-u poznamy dopiero w sobotę wieczorem. To będzie egzamin dojrzałości dla tej ekipy. Wygrana z obrońcą tytułu sprawi, że ten zespół jeszcze bardziej urośnie. Klucz do triumfu ze Spartą? - Szybkie połapanie ustawień. Rozpisałbym zadania. Pawlickiemu i Pedersenowi, czyli naszym najmocniejszym armatom powierzyłbym przypilnowanie biegów z Janowskim i Woffindenem. Ten duet starych wyg Sparty robi najwięcej wiatru i zneutralizowanie ich poczynań powinno być priorytetem. Reszta niech się zajmie druga linią. Łatwo się mówi, trudniej wcielić plan w życie. - Poza tym tor w Grudziądzu jest dość specyficzny. Niektórym on odpowiada, a inni się na nim gubią. On albo kocha, albo nienawidzi. Janusz Ślączka, to doświadczony szkoleniowiec, z niejednego pieca chleb jadł, wierzę, że już po pierwszych wyścigach wyciągnie odpowiednie wnioski. Tylko, że takie myślenie to pułapka. Lepiej chyba przygotować nawierzchnię pod siebie, a nie celować w uprzykrzenie komuś życia. - Grunt, żeby pogoda nie spłatała nam figla. Toruń pojechał do Wrocławia, tor był przykryty plandeką, a i tak dostał łupnia. Czytałem, że woda spływała pod spód i tworzyły się dziury, a jak powszechnie wiadomo Sparta woli przyczepne nawierzchnie. W Grudziądzu mecz jest zaplanowany na 20:30, obawiam się trochę, że to może okoliczność łagodząca dla wrocławian. My jesteśmy przyzwyczajeni do betonu, im późniejsza pora, bez słońca ten tor wolniej przesycha. W zeszłym sezonie było 45:44 dla GKM-u. Teraz w Grudziądz wszyscy by wzięli taki rezultat w ciemno? - Powtórka byłaby mile widziana. Wtedy szybko wypadł Tai Woffinden, goście musie sobie radzić bez niego, a teraz nie będzie Artioma Łaguty. Przyjezdni zastosują przepis o ZZ, ale nie wiem, czy on zda egzamin w takim stopniu jakby w parku maszyn był obecny aktualny mistrz świata. Jemu z urzędu można wpisać około dwunastu punktów. Czugunow nie jest mocarzem u progu rozgrywek, Bewley jest bardzo niemrawym zawodnikiem, który jak trafi dzień, to klękajcie narody, ale jak źle wejdzie w mecz, to już się nie umie pozbierać. Artiom reprezentował GKM sześć lat. Ile Wrocław bez niego traci na wartości? - To maszyna do zdobywania punktów. Rosyjski terminator. Na pewno dużo. W minionym roku był praktycznie nie do ugryzienia. Przegrał raz. On zna tu każdy zakamarek toru i akurat jego ciężko byłoby zaskoczyć. Koledzy też inaczej się koncentrują mając u boku gościa, który jest pewniakiem. Teraz zabraknie go w parku maszyn. - Ale jest Greg Hancock. Amerykanin zjadł zęby na żużlu, ma posłuch w zespole. Zawodnicy mogą liczyć na jego cenne wskazówki. On swoim amerykańskim luzem scala ten zespół. Ale naszą siłą też jest kolektyw. To trochę zabawne, przecież Pedersen i Pawlicki niedawno wzięli się za łby na oczach kibiców. - Ci zawodnicy nigdy nie będą przyjaciółmi, ale na dwie godziny trzeba odłożyć animozje na bok. Jak zawodnicy zaczną się kłócić w parku maszyn, nie doprowadzi to do niczego dobrego. W Ostrowie uwijali się wszyscy jak w ukropie, wedle zasady jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Teraz musi być podobnie. Wracając do Hancocka, nie wiem czy nie ważniejszy od niego będzie szef teamu Łaguty, obecnie pomagający innego żużlowcowi Sparty Glebowi Czugunowowi - Rafał Lewicki. - To może być tajna broń Sparty. Przy Artiomie spędził mnóstwo czasu, ma ogromny wkład w jego sukcesy. Tor w Grudziądzu też nie zna przed nim tajemnic. Zawodnicy będą walić do niego jak w dym, jak któryś wpadnie w turbulencje sprzętowe. Jest tylko jedno "ale". Jakie? - W Grudziądzu ciężko jest o powtarzalność. Ten tor nigdy nie jest taki sam. Czasami wejdziesz na niego na track walk i wróżysz potem z fusów. Pomęczę jeszcze pana o konflikt Pawlickiego i Pedersena. To bardziej zawieszenie broni, czy definitywne zakopanie topora wojennego? - To jest zespół dorosłych ludzi o wysokim poziomie testosteronu i ego. U nich też buzuje adrenalina. Ale lepiej zawczasu podać sobie ręce na zgodę, schować urażoną dumę do kieszeni i działać w słusznej sprawie, bo tego typu zachowania rozbijają drużynę od środka. Nie interesują mnie kulisy pojednania, najważniejsze, że Duńczyk i Polak wyjaśnili sobie wszystko w zdrowej atmosferze. W Ostrowie panowie wpadli sobie w ramiona, ale jak doskonale wiadomo tę pozytywną atmosferę tworzy wynik. - I należy pchać ten wózek dalej w tym samym kierunku, a nie ciągnąć rzepę w dwie strony. To najkrótsza ścieżka do katastrofy. Nicki i Przemek nie muszą chodzić razem na kawę, ale na stadionie mają grać do jednej bramki. Pan jest człowiekiem wielkiej wiary. Liczy na wygraną. Ale jak GKM polegnie, to chyba nie będzie tragedii. - W moim próżno znaleźć słowo porażka. Nigdy nie brałem jej pod uwagę. Zawsze byłem pozytywnie nastawiony, że przy odpowiedniej dyspozycji można przenosić góry. GKM naprawdę nie stoi na straconej pozycji.