Kamil Hynek, Interia: Przywiązuje pan wagę do terminarza rozgrywek? Piotr Markuszewski, były zawodnik GKM-u Grudziądz: Zerknę, co tam zgotował los na początku sezonu mojej drużynie, ale niespecjalnie się w niego wgłębiam. Wszystko i tak zweryfikuje tor. Wychodzę z założenia, że najważniejsze są mecze u siebie i trzeba się skupić na nich. Pytam, bo w przypadku GKM-u jest trochę pułapek. Już na inaugurację grudziądzan czeka mecz wagi ciężkiej z beniaminkiem z Ostrowa. Według zgodnej opinii ekspertów obie ekipy mają walczyć o utrzymanie w PGE Ekstralidze. - Tu nie ma przypadku, telewizja z premedytacją ułożyła pary pierwszej kolejki serwując nam od razu Ostrów z Grudziądzem . Tam też przewidują, że to może być mecz, który w dalszej perspektywie zadecyduje o sytuacji w dolnych rejonach tabeli. Na razie trudno wyrokować scenariusz tego spotkania, ale na sto procent będzie bardzo ciekawie i emocjonująco. Na stadion, o ile pandemia na wiosnę nie wróci ze zdwojoną siłą, przyjdzie komplet kibiców. Jeśli GKM nie wygra z Arged Malesą, na punkty może poczekać aż do czerwca i potyczki z Fogo Unią. - Zakładając czarny scenariusz i przegraną w Ostrowie, w drugiej kolejce GKM jedzie u siebie z Wrocławiem. W zakończonym sezonie udało się zwycięzyć jednym punktem, ale goście przez całe zawody musieli sobie radzić bez Woffindena. Zasada bij mistrza zawsze ma zastosowanie i wyzwala w zawodników dodatkowe pokłady energii, więc nie stawiałbym Grudziądza na straconej pozycji. Co nie zmienia faktu, że najszczęśliwszy terminarz, to nie jest. Nie za bardzo wierzę w to co zaraz powiem, ale może udałoby się coś wydrzeć na wyjeździe. Zabił od pana chyba przesadny optymizm. - Dlatego wątpię w ten wariant, ale każdy ma prawo marzyć (śmiech). Biorę pod uwagę, że gdybyśmy wyjechali z Ostrowa na tarczy, to "dziewicze" zwycięstwo może wpaść w późniejszym terminie Dla GKM-u zawody w Ostrowie będą oknem wystawowym? Po nich będziemy już mniej więcej wiedzieć na co stać będzie Grudziądz w następnych rozgrywkach? - Najlepszym wykładnikiem są sparingi i one nam już coś rozjaśnią. Osobiście skoncentrowałbym się na "katowaniu" domowego toru. Przy Hallera chciałbym zobaczyć wreszcie drużynę świetnie dopasowaną. Kiedy GKM-owi udało się rzutem na taśmę utrzymać w PGE Ekstralidze, to myślał pan, że działacze odważniej ruszą na łowy i ten skład ulegnie większej przebudowie? Pan jako były zawodnik, a teraz kibic grudziądzkiej ekipy nie jest rozczarowany, że zamiast rewolucji doszło do ewolucji? - Nie byłem zwolennikiem wyrywanie wszystkiego z korzeniami. Nicki Pedersen był liderem, on ciągnął ten wózek i dobrze, że został. Przemek Pawlicki miał trochę turbulencji, ale suma zysków i strat wychodzi u niego na plus. Krakowiak ciągle jest zawodnikiem na dorobku, a Kasprzak nie wypadł sroce spod ogona, nie jest żużlowcem z pierwszej, lepszej łapanki i na pewno nie zapomniał jak się jeździ. Ale nie brakuje panu jednego konkretnego transferu? Już pal-sześć armatę. Te raczej były nie do wyjęcia. - Łudziłem się, że GKM-owi uda się wyjąć Maksa Fricke’a i w tym wypadku czuję lekki niedosyt. Rozumiem, że miał ważną umowę z Falubazem i szefowie klubu po spadku nie chcieli nawet słyszeć o odejściu swojej armaty. Ponoć jakieś rozmowy pomiędzy stronami się toczyły, ale koniec końców Australijczyk wypełni kontrakt z Zieloną Górą Zamiast Fricke’a GKM ściągnął dwie gwiazdy z eWinner 1. Ligi. Wadim Tarasienko i Frederik Jakobsen będą absolutnymi debiutantami w PGE Ekstralidze. Ich transfery rozpatruje pan bardziej w kategoriach strzału w dziesiątkę, czy jednak Grudziądz wziął koty w worku? - Obaj dostają od losu i miejscowych działacze życiową szansę na zaistnienie w elicie. Wiążę z ich sprowadzeniem duże nadzieje. Może nie przesadzałbym w opiniach, że Tarasienko ma predyspozycje, aby w niedługim czasie wejść w buty Artioma Łaguty, bo to na razie za wysokie progi, ale widzę w nim wzmocnienie. Większy znak zapytania postawiłbym przy Jakobsenie. Kompletnie nie mam pojęcia czego się po nim spodziewać, ale nie skreślałbym go. Jason Doyle też nie od razu wystrzelił, chwilę mu zeszło zanim wszedł do PGE Ekstraligi z futryną i drzwiami. Był taką bombą z opóźnionym zapłonem, a później sięgnął po indywidualne mistrzostwo świata. Kenneth Bjerre doszedł w GKM-ie do ściany i trzeba było go w końcu wymienić? - Wydaje mi się, że tak. Odkąd Kenneth przyszedł do Grudziądza był zawodnikiem przewidywalnym i bardzo chimerycznym. Zdarzało się, że do połowy sezonu nie potrafił ogarnąć sprzętu i zabierał nas na przejażdżkę kolejką górską. Raz w górę i znów w dół. Przenosiny klasę niżej, do niedalekiej Bydgoszczy wyjdą mu na dobre. Nowy, rozszerzony do sześciu zespołów system play-off jest skrojony pod GKM. Jak teraz nie uda się wejść do bitwy medalowej, to już chyba nigdy. - Sugeruje pan, że przy odrobinie szczęścia uda się zdjąć klątwę i GKM wkroczy do play-off? Prognozy na to są średnie. Kibice raczej spisują GKM na straty, góra siódma pozycja i ponownie przyjdzie nam obejść się smakiem (śmiech). Światełko w tunelu jednak widać. Dostrzegam przynajmniej dwie drużyny, które są w zasięgu Grudziądza. O, zamieniam się w słuch. - Częstochowa nie szalała na rynku, zachowano cały skład z sezonu 2021, ale jest tam kilku starszych zawodników i będzie im coraz ciężej. Osłabiło się Leszno. Te dwa kluby będą nas interesować najbardziej. Po cichu liczę, że wślizgniemy się do play-off. Inni są nie do ugryzienia na przestrzeni całego sezonu? - Lublin pozyskał Maksyma Drabika, Wrocław utrzymał mistrzowskie zestawienie. W Gorzowie też nuda, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wystarczającą reklamą są Zmarzlik i Vaculik. Apator odpalił dwie bomby. Potencjał tej ekipy urósł kilkukrotnie. Nie ma też "biedy" wśród młodzieżowców. Mam takie przeświadczenie, że GKM nie jest atrakcyjnym kierunkiem, ponieważ w przypadku tej drużyny play-off można obejrzeć co najwyżej w telewizji. M.in. dlatego odszedł Artiom Łaguta. - Artiom zamknął ten wątek mówiąc, że GKM stanął w miejscu. Brakowało mu sukcesów, meczów o najwyższą stawkę, a czas uciekał. Szkopuł w tym, że GKM, to nie Sparta, klubu z Grudziądza nie stać na trzy petardy. Trener Janusz Ślączka znalazł jakiś złoty środek na nawierzchnię w Grudziądzu? Na finiszu sezonu wyglądało, to co najmniej przyzwoicie. - Odpowiem przewrotnie. Bardzo podoba mi się model, w którym klub organizuje eventy przedmeczowe. Drużyna się poznaje, każdy może się wygadać, co mu leży na wątrobie. Tak się rodzi kolektyw. Później nikt nie zamyka się w boksie. Kiedy my wchodziliśmy na najwyższy szczebel, każdy wskoczyłby za sobą w ogień. Bywały niesnaski, kłótnie, nieraz wrzało, ale w słusznej sprawie każdy chował ambicję, czy urazę do kieszeni. Zapominaliśmy o tym co było, podstawialiśmy sobie sprzęt i to była recepta. Przed meczem z Włókniarzem zawodników zabrano na wspólną kolacje. Integracje są potrzebne, bo konsolidują zespół, a co najistotniejsze w meczu sezonu z Częstochową była kontynuacja. Tor się dosłownie palił i chciałbym żeby drużyna tak funkcjonowała przez cały, następny sezon. Uciekł pan trochę od toru. - Dosypano świeżą nawierzchnię, była optyka, żeby coś zmienić. Teraz mamy w Grudziądzu namiastkę Rolanda Garrosa, nawierzchnię ceglastą. Potrzeba kilku lat żeby ten tor się ułożył. Poza tym zmianie uległa geometria, ale z moich obserwacji wynika, że drużyna się powoli, jak nie wgryza w ten tor, to dochodzi z nim do ładu. Wnioskuję, że Fricke byłby lekiem na bolączki GKM-u, ale o odstrzelonego z Motoru Lublin Buczkowskiego można było się bardziej postarać? - Prezes Murawski, chyba nawet u was zdradził, że spotkał się z Krzysiem na kawie, ale sam zawodnik miał inne plany. Stwierdził, że to jeszcze nie ten moment na powrót do macierzy. To decyzja zawodnika i nie będę w nią ingerował. Kurczę, bardziej nie mogę przeżałować tego Fricke’a... GKM za jednym zamachem stracił dwóch podstawowych juniorów - Mateusza Bartkowiaka i Denisa Zielińskiego. Czy do drużyny z Grudziądza wracają demony z przeszłości i GKM będzie dysponować najsłabszą formacją młodzieżową w PGE Ekstralidze? - Kolorowo nie jest i chyba niestety wracamy do punktu wyjścia. W żużlu kluczową rolę odgrywa sprzęt. Podstawisz juniorowi fajny silnik i on może w dowolnym momencie wystrzelić jak z procy. W młodzieżowcach GKM-u są spore możliwości, ale ważne żeby trzymać tych chłopaków w ryzach mentalnie. Oni będą wychodzili z siebie, aby się pokazać, ale nie zawsze im wyjdzie. I tu jest pole dla trenerów. Muszą im poświęcić kupę czasu i nie zostawiać na pastwę losu, bo są dopiero na początku procesu. Więcej pochwał, mniej karania. Żeby młody człowiek już na wstępie się nie załamał po jednym nieudanym występie i to da owoce. GKM nie licytował się o Bartłomieja Kowalskiego. Dobrze, że go odpuszczono? - Włodarze klubu nie wykrwawiali się za Bartkiem Kowalskim i uważam, że postąpili właściwie. "Swojaki" to zawsze "swojaki". Na każdym kroku podkreślam, że o wychowanków należy dbać i ich promować. Dawniej nie było tylu zawodników z zewnątrz. Toruń jeszcze na swoim starym stadionie, wystawiał całą armię wychowanków i byli piekielnie mocni. Potem zaczęło to skręcać w złym kierunku. Fani chętniej chodzą na stadion, gdy patrzą w program, a tam pod jedynką lub dwójką facet, którego mijają w sklepie.