Coraz większe kontrakty. Sprzęt, który jest droższy. Znikające drużyny z mapy polskiego żużla. Głosy mówiące o klubach, które mają problemy finansowe, jak chociażby w ostatnich miesiącach ebut.pl Stali Gorzów. Tak wygląda w ostatnich kilku latach obraz żużla. Nabijają kasę? Jeżeli popatrzymy sobie na czasy, to one w ostatnich latach na niektórych obiektach są coraz gorsze, a tory żużlowe przywykły, że zazwyczaj są przygotowywane na tzw. beton. Koszta uprawiania sportu jednak rosną, chętnej młodzieży, a przede wszystkim uzdolnionej brakuje - Pamiętam jak kiedyś pierwszy raz Falubaz kupował Goddeny. Niemiecki mechanik powiedział, że przez 100 biegów nie wolno zaglądać wam do środka. Jeżeli zajrzycie, to stracicie gwarancję i inne korzyści. Dzisiaj okazuje się, że po trzech meczach, kilku biegach trzeba wymieniać tłoki. To jest tylko po to, aby nabijać kasę - zauważa Krzystyniak. Chcieli współpracować z polską firmą. Nie doszło do tego Ceny rosną również dlatego, że na rynku brakuje konkurencji. Jeżeli spojrzymy na producentów silników, podzespołów, czy opon żużlowych to kluczowych graczy możemy wymienić w zasadzie na palcach jednej dłoni. - W latach 90. jeden z najbardziej znanych twórców silnika chciał wejść z pewną firmą w Polsce na produkcję pewnych części i podzespołów do silnika. Potem zrezygnował. Zajarzył, że te części wytrzymywały by wieczność, a wtedy by zbankrutował. No, bo sprzedałby 100 silników i nikt więcej by nie kupił. Co ciekawe, te części byłyby lżejsze, niż u samego producenta - opowiada. To patologia, nie kryje oburzenia - Kiedyś nawet w motoryzacji, były Mercedesy, które jeździły dopóki je rdza nie zjadła. Dzisiaj 100-150 tysięcy kilometrów i silnik jest do wymiany. Musimy po prostu się wsłuchać, to co oni mówią w telewizji o tych kosztach to jest naciągane. Nakręca się spirala, co chwile wymiana korbowodu, tłoku, a to są tysiące złotych. Biznes się kręci - zauważa Krzystyniak. W ostatnich latach mocno urosły wynagrodzenia zawodników. Stawki za podpis i punkty poszły tak do góry, że kilku zawodników bez większego problemu może zarobić więcej niż 3 miliony złotych za rok. Jeszcze kilka lat temu w PGE Ekstralidze był jeden, dwóch takich zawodników. - Potem trzeba wołać kilka tysięcy za punkt. Ja przez rok zarabiałem tyle, co teraz jeden dobry zawodnik za mecz. To jest szaleństwo do czego doszło. To zmierza ku końcowi przez to wszystko. Patologia tego sportu. Ś.p Andrzej Pogorzelski się pocieszał, że nie dożyje tego momentu, bo sam widział w jakim kierunku to zmierza - kończy legenda polskiego żużla.