12 meczów, żadnego zwycięstwa ani remisu, bilans małych punktów wynoszący -288. Tak zamyka sezon 2021 zespół Wolfe Wittstock. Najwięcej punktów zdobyli na swoim torze przeciwko SpecHouse PSŻ-owi Poznań - przegrali zaledwie 41:49. W pozostałych spotkaniach ani razu nie przekroczyli progu 40 oczek. Rywalom trudno było zachować powagę w spotkaniach z Niemcami. - "Nie mogliśmy zlekceważyć rywala, ponieważ patrzyłem na ich inne mecze na wyjazdach i na przykład w Rawiczu zrobili ponad 30 punktów, więc potrafią być groźni" - mówił po ostatnim starciu z Wolfe trener PSŻ-u Piotr Paluch. Wypowiedź mająca na celu zachowanie należnej kurtuazji brzmi jak żywcem wyjęta ze skeczów Monty’ego Pythona. Nomen omen cały niemiecki klub można by określić parafrazą tytułu jednego z filmów brytyjskiego komika - "Latający cyrk Franka Mauera". Syn, emeryt i budowlańcy Właściciel tamtejszego klubu uchodzi za niesamowitego ekscentryka. Do legendy przeszło zatrudnianie przez niego żużlowców w jego firmie budowlanej. Niektórzy z nich skarżyli się już na to w zeszłym sezonie. Słynnym stało się już także faworyzowanie w klubie syna Mauera - Stevena, zawodnika cieszącego się świetnym zapleczem sprzętowym (motocyklami kupowanymi od Emila Sajfutdinowa) i radzącego się telefonicznie samego Bartosza Zmarzlika. Mimo takiego wsparcia sympatyczny Niemiec wciąż ma ogromne kłopoty z pokonywaniem nawet półamatorskich rywali. Niezależnie od tragicznych wyników może on cieszyć się pewnym miejscem w ligowym składzie. Jego ojcu nie przeszkadza to zresztą w publicznym krytykowaniu słabej formy innych swych zawodników. Polityka kadrowa zespołu również należy do najciekawszych w lidze. W tym roku, w ich barwach oglądaliśmy co prawda zawodników znanych z występów w Polonii Bydgoszcz - Matica Ivacica czy Marcina Jędrzejewskiego, ale także chociażby ściągniętego z emerytury 47-latka, Mirko Woltera. Czasem klub miał zresztą problemy ze złożeniem siedmioosobowego zespołu - spotkanie w Daugavpils odjechali... w piątkę. Zawodniczka - widmo Dobrze, że tamtym razem każdy z 5 żużlowców przynajmniej byli na stadionie, nie to co w ostatnim domowym spotkaniu z OK Bedmet Kolejarzem. Sztab szkoleniowy awizował do niego tylko jednego zawodnika U24 - gościa ze Zdunek Wybrzeża Gdańsk Lukasa Fienhage. Kiedy okazało się, że zawodnik ściągnięty na takich zasadach nie może być zaliczony do obowiązkowego limitu, do protokołu wpisano w jego miejsce Celinę Liebmann, która w tym czasie... przebywała w innym mieście! Sami zawodnicy również przysparzali działaczom niemałego bólu głowy. Portal PoBandzie informował, że gdy przed jednym spotkaniem konieczne było ubicie toru i wydano decyzję, by do kosmetyki włączyć busy żużlowców, to jeden z nich nie chciał się na to zgodzić, dopóki nie dowie się kto zwróci mu za spaloną w ten sposób benzynę. Historie tego typu będą ubarwiać rozmowy kibiców przez całą zimę, a pewnie nawet i przez kilka najbliższych lat. Należy jednak zadać sobie pytanie czy polska liga żużlowa to dobre miejsce do wystawiania skeczów wzorowanych na twórczości Pythona. Księgowe wypłacające zawodnikom punktówki za mecze przeciwko Wilkom czy działacze GKSŻ obserwujący słupki wartości marketingowej mają zapewne na ten temat dość wyraźne zdanie.