Anders Thomsen to chyba jeden z największych pechowców w sporcie żużlowym. Poprzednie dwa sezony zakończył przedwcześnie w sierpniu z powodu poważnych kontuzji. Jego brak najbardziej odczuła Stal Gorzów, która bez Duńczyka nie była w stanie skutecznie powalczyć o końcowy sukces. Wtedy gwiazda wróci na tor Lider ebut.pl Stali ma ogromnego pecha. W ubiegłym sezonie wyleciał za bandę w Rydze podczas Grand Prix Łotwy i zakończył w ten sposób sezon. Nie mógł przez to powalczyć o utrzymanie w cyklu oraz pomóc swojemu klubowi w fazie play-off. To nie był zresztą pierwszy taki przypadek, bo podobna sytuacja miała miejsce także w 2022 roku. Duńczyk nie mógł udowodnić na co go tak naprawdę stać podczas kluczowych spotkań. Wtedy złamał skomplikowanie nogę w kilku miejscach, a teraz ucierpiała jego głowa, ręka oraz żebra. Kibice jednak nie mają co się martwić, bo Thomsen ma być gotowy do nadchodzącego sezonu. Zdradził za to ciekawostkę, że podczas przygotowań do jazdy na żużlu nie interesuje go motocross. Tam również kilka razy nieprzyjemnie zapoznał się z nawierzchnią. Polak stoi za jego sukcesem 30-latek z roku na rok się rozwija. Od kilku lat śmiało można o nim powiedzieć, że jest gwiazdą PGE Ekstraligi. Dość niespodziewanie stawia on jednak na Krzysztofa Jabłońskiego w kwestii silników. To Polak jest jego tunerem i to na jego sprzęcie głównie polega. Dodatkowo ufa temu, co ma w garażu i nie zamierza wprowadzać żadnych rewolucji. Wiemy, że takowe często wprowadzają niepotrzebny zamęt, a nigdy nie ma pewności, że przyniosą oczekiwany efekt. - Nie będę za dużo zmieniał w motocyklach. Myślę, że miałem dobry sprzęt w poprzednim roku. Zmieniłem drugiego mechanika i mam nadzieję, że to ulepszy nasz team. Szef moich mechaników jest naprawdę dobrym fachowcem i człowiekiem, który wie, co robi. Wciąż moim menadżerem będzie Krzysztof Sudak, który także robi genialną robotę - kończy.