Rew w sobotę groźnie upadł podczas zawodów w Australii. Tor, na którym jeździł, a dokładniej jego zabezpieczenia, wołał o pomstę do nieba. Bandę stanowiły snopki oraz płot zrobiony z drewna lub betonu, trudno to ocenić na podstawie filmu. W każdym razie Rew zaliczył kraksę i złamał kręgosłup w dwóch miejscach. I tak może mówić o wielkim szczęściu, bo nie uszkodził rdzenia kręgowego, a dobrze pamiętamy przypadek jego rodaka Darcy'ego Warda z Zielonej Góry. W sierpniu 2015 żużel stracił być może największy talent w historii tej dyscypliny. Ward najpewniej nigdy już nie wstanie z wózka inwalidzkiego. W związku z tym, że praktycznie co roku ktoś łamie się podczas "ogórkowych" zawodów poza sezonem lub w trakcie innej, niepotrzebnej aktywności, często wraca dyskusja nad tym, czy kluby nie powinny ostrzej tupnąć nogą i zakazać swoim zawodnikom udziału w czymś takim. - Może i powinny, ale co z tym zrobić? Tak naprawdę należałoby zakazać wszystkiego: crossa, nart i innych rzeczy. Kontuzję można złapać wszędzie. Zawodnika się nie upilnuje. To po prostu trzeba liczyć na jego odpowiedzialność. Jak widać, nie w każdym przypadku ona występuje - uważa Bogusław Nowak. To nie nowość. Kiedyś tory budowali tuż przed zawodami Pierwszy trener Bartosza Zmarzlika nie jest zdziwiony tym, że ktoś w XXI wieku, w dobie teoretycznie tak mocnego dbania o bezpieczeństwo żużlowców, zorganizował zawody na tak nieprzygotowanym obiekcie. - Takie zawody zawsze były i zawsze będą. Pamiętam, jak kiedyś pojechaliśmy na turniej do Austrii. Przyjeżdżamy, a tam w zasadzie dopiero co tor budują. Tak po prostu, tuż przed zawodami. Bandy oczywiście to też były jakieś snopki czy coś w tym rodzaju, powiem szczerze że już nawet dokładnie nie pamiętam. Dziwi mnie tylko to, że sam Rew podjął się występu w takich zawodach - ocenia. Wiele wskazuje, że mimo paskudnego upadku Rew może być gotowy do jazdy nawet od pierwszej kolejki. Zawodnik co prawda ma złamany kręgosłup, ale jest już w domu, czuje się dobrze i przede wszystkim ma pełne czucie. Zapewne jednak kluby aż do kwietnia będą teraz drżeć o zdrowie swoich żużlowców. A jeśli dodamy, że za chwilę ci bardzo intensywnie zaczną jeździć na crossie, palpitacje serca u niejednego prezesa murowane. Ktoś może nie mieć tyle szczęścia, ile mimo wszystko miał młody zawodnik Wybrzeża Gdańsk. Czytaj także: Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata