Remigiusz Substyk, były sędzia żużlowy, pisze, że odszedł, bo sędziowie tracą niezależność. Skarży się na telefony z centrali. Zapomniał dodać, że sam wielokrotnie dzwonił z własnej inicjatywy do szefa sędziów Leszka Demskiego. Dzwonił, bo nie wiedział, co ma zrobić i chciał się poradzić. Miał do tego prawo. Pytanie, dlaczego teraz nie podoba mu się, że Demski czasami dzwonił do niego, czy do innych sędziów. Organizacja, która obraca milionami musi mieć kontrakt z sędzią Opowiadanie o lidze na telefon działa na wyobraźnię. W każdym razie Substyk swoją opowieścią już obudził ekspertów różnej maści, którzy snują historie o sterylnej wieżyczce i o tym, że nikt nie powinien mówić arbitrowi, co ma robić. Pal licho, że w piłce nożnej wciąż ktoś szepcze sędziemu na ucho, że jest VAR, że decyzje tego głównego arbitra nie są ostateczne. Wszystko to o czym mówi Substyk, jest zapisane w regulaminach. Ekstraliga Żużlowa obraca rocznie pieniędzmi na poziomie 70 milionów złotych, więc nie może być tak, że o wszystkim decyduje jeden człowiek, że szef nie ma nic do powiedzenia. Jeśli są sytuacje kryzysowe, to arbiter wręcz ma obowiązek skontaktować się ze swoim przełożonym. Bo działa w pewnej organizacji. Bo nie jest sam sobie sterem, żeglarzem i okrętem. Jak w trakcie meczu dzieje się coś, co może wpłynąć na wizerunek, bezpieczeństwo, to sędzia nie może się zamykać w swojej bańce. Musi zadzwonić do szefa sędziów, a ten dalej, do prezesa Ekstraligi. A potem ten łańcuszek idzie w drugą stronę. Tak to powinno działać, tak to działa i nie ma w tym żadnej sensacji. Sędzia Substyk sam dzwonił do swojego szefa, a teraz robi z tego sensację Nikt nie dzwoni do sędziów w sprawie tego, kogo mają wykluczyć, nikt nie podejmuje za nich decyzji w trakcie meczu. Od 1 do ostatniego biegu arbiter radzi sobie sam. Najlepiej jak potrafi. Demski do niego nie dzwoni. On sam może dzwonić. Substyk to robił, więc tym bardziej dziwne jest to, że teraz opowiada o lidze na telefon. Zresztą mądry sędzia to taki, który uważa, że nie pozjadał wszystkich rozumów. Warto się czasem poradzić kogoś, kto ogląda zawody z innej perspektywy. Ostateczną decyzję trzeba podjąć samemu, ale może ją podjąć, mając dodatkową wiedzę. W żużlu nie ma VAR-u, więc łatwiej o błąd. Dlatego pod telefonem jest Demski. I nie ma co tego demonizować i robić z tego nie wiadomo, jakiej opowieści. Ma rację Substyk, że mieliśmy w tym roku dwie sytuacje, gdzie telefony mogły zrobić więcej złego niż dobrego. Nie znaczy to jednak, że schemat działania jest zły. Zwyczajnie zawiedli ludzie. To się jednak czasem zdarza. Nawet w najlepszej rodzinie. Substyk mówi, że Demski nic może. Czy aby na pewno? Pan Substyk mówi, że szef sędziów nic nie może, bo nie wyznacza obsady na Ekstraligę. To też jest zapisane w regulaminie i według mnie absolutnie nie świadczy o tym, o czym mówi były arbiter. Jasne, że Ekstraliga sama sobie dobiera sędziów, ale przecież konsultuje te decyzje z panem Demskim. Zasięga u niego opinii, pyta go o to, co sądzi o danym arbitrze, jego mocnych i słabych stronach. Zasadniczo nominacje do meczów nie są wyznacznikiem siły Demskiego. Jego oceniać można przez pryzmat tego, jak odbierane jest całe to środowisko i co mówi się o pracy sędziów. I tu zaliczyłbym panu Demskiemu na plus, że zmodyfikował swój autorski pomysł z mikroruchami. Zrobił krok do tyłu, zwrócił sędziom uwagę, żeby nie czepiali się delikatnych ruchów przed startem i już to wygląda lepiej. Rok temu gadaliśmy o mikroruchach, w tym roku prawie wcale. Obniżenie taśmy startowej też zrobił swoje, bo zawodnicy nie mogą się wstrzelić. Zatem Demskiego trzeba oceniać przez pryzmat zmian. W tym roku przekonał Ekstraligę do automatów na starcie, więc chyba jednak coś tam znaczy. Jak był gościem klubu na loży VIP, to nie widział w tym niczego złego Najbardziej nie podoba mi się jednak to, że pan Substyk poucza, pomijając niewygodne dla siebie fakty. W tym roku miał sędziować za karę zawody juniorskie. Za darmo. I miał z tym problem. Zapomniał, że 2 lata temu media pisały o nim "sędzia podróżnik". Bo ktoś, na pewno nie Demski, wyznaczał go na wyjazdy na zawody ligowe do Niemiec (w ligach jeździły Wittstock i Landshut). I on na tych wyjazdach zgarnął około 25 tysięcy złotych. Nie będziemy cytowali tego, co powiedział Substyk przełożonemu, kiedy usłyszał, że koledzy sędziowie mają o to pretensje. Były sędzia dużo mówił o telefonach, za to słowem nie zająknął się na temat tego, że dostał dwie żółte kartki za zbyt zażyłe stosunki z członkiem rady nadzorczej GKM-u Grudziądz. Wiele razy był goszczony na loży VIP na meczach GKM-u. Ostrzegano go, że łamie kodeks etyczny. Nie widział w tym problemu, a to jednak był problem. I to chyba większy niż SMS treści: "w telewizji to wygląda dobrze".