Tajemnicą poliszynela jest fakt iż zawodnicy z zagranicy oraz niektórzy Polacy z tzw. "topu" otrzymują wynagrodzenie w euro. Jeśli ta waluta idzie w gorę, wraz z nią zwiększa się należne wynagrodzenie zawodnikowi zza polskiej granicy. - Już w zeszłym roku dał nam się we znaki wahania walut. Teraz może być podobnie - twierdzi na łamach jednej z gazet prezes mistrza Polski, Marian Maślanka. - W tym sezonie euro mocno komplikuje kontrakty. Niektóre zespoły będą musiały płacić sporo więcej od tego ile oczekiwały kiedy podpisywały kontrakty z obcokrajowcami. W ostatnich tygodniach euro bardzo mocno się umocniło i co gorsza wciąż idzie w górę. Nawet niektórzy polscy zawodnicy się wycwanili i chcą otrzymywać wynagrodzenie w walucie zjednoczonej Europy. Znam takich kolegów, którzy patrząc na kurs euro chcą renegocjować kontrakty. Nikt jednak na to nie pójdzie - mówi anonimowo jeden z ekstraligowych prezesów. Zawodnicy, szczególnie ci z zagranicy zacierają ręce, wszak szykuje się pokaźny zarobek na polskich torach, martwią się włodarze klubów i mają tylko jedno życzenie - aby kurs euro w końcu się ustabilizował i pozostał do końca sezonu na rozsądnym poziomie. W przeciwnym razie finanse klubów mocno zachwieje w tym sezonie słabnąca złotówka, a miejsc w których będzie można szukać oszczędności niestety nie widać.