- Kevlar żużlowca zrobiony jest z podobnego materiału, co kamizelka kuloodporna. Naprawdę trudno go przebić. Można by trzeć o asfalt przez godzinę i raczej nie puści. Mam uwierzyć, że pszczoła się przez niego przebiła? Wątpliwe. Wręcz niemożliwe - tłumaczy nam były żużlowiec, który swego czasu był nadzieją ekstraligowego klubu. Najprawdopodobniej więc Madsen nie miał ochoty na rywalizację w Poznaniu, bo tor do najprzyjemniejszych nie należał. Skarżyli się wszyscy, padały mocne słowa. Bartosz Zmarzlik zaproponował nawet dyrektorowi zawodów, by ten wsiadł za niego i pojechał. Kacper Woryna głośno pytał, czy ktoś tu się troszczy o bezpieczeństwo. Mógł wymyślić lepszy powód Od naszego rozmówcy słyszymy, że Madsen miał co najmniej kilka bardziej wiarygodnych wytłumaczeń swojej absencji. - Już nawet słynne problemy żołądkowe byłyby lepsze. Albo po prostu złe samopoczucie. Ale pszczoła? No bądźmy poważni. To musiałby być owad wyposażony w metalowe żądło. Chyba że w Poznaniu takie są. Strach się bać - mówi. Dodajmy, że twarz Madsena oraz jego zachowanie nie dawały do zrozumienia, że coś mu dolega. Zawodnik rozmawiał normalnie, stał i odpowiadał na pytania dziennikarza. Tuż po użądleniu człowiek jednak zachowuje się nieco inaczej. - Żadnego użądlenia moim zdaniem nie było. Po prostu nie chciał jeździć i to akurat dla mnie zrozumiałe - kończy.