Promotor Grand Prix kontynuuje politykę rozdawania dzikich kart z klucza geograficznego, nie zważając na nic. W stawce cyklu GP 2025 znowu są Łotysz Andrzej Lebiediew, Niemiec Kai Huckenbeck i Czech Jan Kvech. O ile jednak ten pierwszy wywalczył to sobie na torze, o tyle dwóch pozostałych organizator ciągnie za uszy. Być albo nie być dla klubu, kluczowa decyzja gwiazd. Prezes nie ma wyboru Dla niego nominacja do Grand Prix, to prawdziwa tragedia Dla Kvecha nominacja na 2025 to prawdziwa tragedia. Finansowa i sportowa. Czech miał nadzieję, że promotor da mu spokój, że będzie mógł odpocząć, odbudować psychikę i finanse. Na to samo liczył jego nowy klub, Apator Toruń. Jednak osoby przyznające dzikie karty pokazały, że mają te wszystkie rozterki w nosie, że nie obchodzi ich to, iż bardziej szkodzą, niż pomagają. Czech w tym roku jeździł w ogonie stawki, a do startów w Grand Prix mógł dopłacić między 200, a 300 tysięcy. Chcąc się dobrze przygotować, musiał kupić kilka silników o różnej charaktersystyce. Jeśli do tego dołoży się remonty, logistykę (loty, promy, paliwo i hotele) i większe koszty utrzymania teamu, to roczne wydatki mogą sięgnąć kwoty pół miliona złotych. A Kvech na torze zarobił połowę tej kwoty. Nie jest w stanie zebrać pół miliona. Znów będzie musiał dopłacić Taki zawodnik, jak Kvech nie jest w stanie zebrać budżetu przekraczającego pół miliona. Ledwo udaje mu się zgromadzić 100-150 tysięcy. Jeden ze sponsorów daje mu blisko 50 tysięcy, ale pozostali płacą drobne pieniądze. Niektórzy kupują reklamę w zamian za akcesoria. To daje pewne oszczędności, ale Kvech do startów w GP musi dopłacać z kontraktu klubowego. I tu pojawia się następny problem. Czech już stracił przez GP kontrakt w NovyHotel Falubazie. Słabe starty w GP tak go dołowały, był tak wycieńczony psychicznie, że na drugi dzień dokładał kiepski występ w lidze. W końcu Falubaz powiedział "stop". Pieniądze z Apatora pójdą na Grand Prix W przyszłym roku Kvech ma startować w Apatorze. Jego nowy pracodawca był przekonany, że promotor GP da Czechowi spokój, że po słabym sezonie pozwoli mu złapać oddech. Kvech dostał w Apatorze 700 tysięcy złotych za podpis i 7 tysięcy za punkt. Mając taką kasę, mógł stanąć na nogi, odbudować się sprzętowo, spróbować nowych rozwiązań. Przez kłopotliwy prezent i dziką kartę na GP nie będzie mógł tego zrobić. Znów kilkaset tysięcy z klubowego kontraktu pójdzie na GP, znów będzie jeździł na ligę, mając "doła" po laniu w sobotniej rundzie elitarnego cyklu. Eksperci mówią wprost, że GP to "finansowe harakiri", a dla takiego zawodnika, jak Kvech (na dorobku, dopiero budującego swoją pozycję), to jest prawdziwa tragedia. Czech ma talent i spore możliwości, ale jazda w cyklu, przynajmniej teraz, nic mu nie daje. Ktoś powie, że przecież skoro nie chciał jeździć, to mógł odmówić. To tak jednak nie działa. Gdyby odmówił, to mógłby zapomnieć o kolejnej nominacji na długie lata. A Kvech w przyszłości chciałby być znaczącym zawodnikiem w GP. I dlatego teraz musiał się zgodzić na coś, co kompletnie mu nie odpowiada. Bez zaplecza, zdołowany po laniu w GP, nie wyrobi sobie pozycji w lidze.