Dariusz Ostafiński, Interia: Nie wiem, jak określić pana występ w Grand Prix na Narodowym. Szukam właściwego słowa. Dominik Kubera, czwarty w finale Grand Prix: Góra, dół. Dlaczego tak było? Raz zero, za chwilę trójka. Nic pomiędzy. - Sam nie wiem. Pola startowe rozdawały karty w Warszawie? Pola startowe miały na to wpływ? - Ciężko było się ustawić. Jak coś złapałem, to w jednym biegu było dobrze, a w kolejnym już nie. I to pomimo tego, ze nic nie zmieniałem. Raz dobrze, a potem prosta z tyłu. Potem zmieniałem, w końcu znalazłem i wygrałem wyścig. Potem o stopień zmieniłem zapłon i znów prosta z tyłu. Zmiana motocykla i wygrałem. To może jednak te pola rozdawały jakoś karty. - Tylko że ja z najlepszego pola przegrałem start, a z tych gorszych wyjeżdżałem lepiej. Była sinusoida i to duża, a potem gruba zmiany, które w sumie dały mi dobry wynik. Ja się mega cieszę z tego, że na tym stadionie wjechałem do finału. A był cień szansy, żeby zrobić w tym finale coś więcej. Zwłaszcza po tym, jak rywale zabrali najkorzystniejsze pola. - Pewnie, że tak. Półfinałem wygrałem z szybkim Andrzejem Lebiediewem, z mistrzem świata Bartkiem Zmarzlikiem. Apetyt był ogromny, ale nie wyszło. I tak jestem jednak szczęśliwy, że wyjeżdżam z 14 punktami. Rok temu miałem jeden. To mnie niezmiernie cieszy. Dobre wejście Kubery w sezon Grand Prix Wejście w ten sezon Grand Prix ma pan bardzo dobre. - I żeby tak był najdłużej. Będę ciężko nad tym pracował. Patrząc na ten nowy system, biegi ostatniej szansy i to, co stało się w Landshut, w pierwszej rundzie, to można by dodać, że mogło być jeszcze lepiej. - Generalnie, jakby mówić o dwóch turniejach, które za nami, to ten system mi pomógł. W obu zyskałem. W Landshut byłem po zasadniczej dziesiąty, a skończyłem na szóstym miejscu. Tu byłem dziewiąty, a skończyłem czwarty. Ja bardziej myślałem o tym, że w Landshut szalał pan w biegu ostatniej szansy, a po drugim miejscu udział w zawodach się dla pana skończył. - Wszystko ma swoje plusy i minusy. Kiedyś ważne było zbieranie punktów, teraz jest inaczej. Trzeba się dostosować do tego, co jest, odnaleźć się w tym. Ja tak robię. Kubery spytany o transfer do Motoru Lublin Rozumiemy pana radość, bo finał i czwarte miejsce na PGE Narodowym, to wielka sprawa, ale te zawody momentami były nudne. - Nie widziałem żadnego wyścigu. Tylko moje. No łatwo się na tych torach nie wyprzedza. One się rozsypują, jest szpryca. Taki jest urok sztucznych torów. A o atrakcyjności torów, to wy możecie mi więcej powiedzieć. To mogło być ostatnie Grand Prix na PGE Narodowym. Będzie szkoda? - Trudno powiedzieć. Jedynie, co mogę zauważyć, to że Polak nie wygrał tu przez dziesięć lat. Można by więc podejść tak, żeby już nic tutaj nie robić i spróbować czegoś innego. Może Chorzów. Jednak na serio, to nie wiem, co dalej. Musimy zapytać o Falubaz, bo wszyscy trąbią, że po sezonie opuszcza pan Motor. - To ja mogę powiedzieć tyle: nie pytajcie, ale piszcie jak najwięcej i nie przekręcajcie nazwiska.