Często jest tak, że zawodnicy z absolutnego świętego topu nie czują większej potrzeby poprawy czegokolwiek, szukania czy interesowania się jakimiś zmianami. To całkiem zrozumiałe, niby dlaczego mieliby kombinować przy czymś, co wychodzi bardzo dobrze. Innym człowiekiem jest jednak Bartosz Zmarzlik, który najpewniej od Tomasza Golloba podpatrzył perfekcjonistyczne podejście do tematów sprzętowych. On chce cały czas sprawdzać nowe rzeczy. - Kiedyś siedzieliśmy sobie z prezesem oraz z Bartkiem na kolacji. Było fajnie, ale Bartek był jakby tylko ciałem. Nieobecny jakiś. Stwierdził, że musiałby na chwilę podjechać na stadion, by coś sprawdzić. Gdy tam przyjechaliśmy, prezes powiedział że nie wejdziemy, bo jest już późno, wszystko zamknięte, ochrona itd. No to Bartek przeskoczył przez płot, wziął ze swojego busa jakąś rzecz i wrócił. Potem już w hotelu był całkowicie normalny, uspokojony. Otworzył laptopa i coś tam sobie zapisał - opowiedział Dominik Kubera w magazynie Canal Plus. To niesamowite. Ma cztery złota i wciąż mu mało Podejście Zmarzlika jest naprawdę godne wielkiego podziwu. On mógłby już nie wypruwać sobie żył, przecież jest legendą tego sportu, i to w wieku 28 lat. Prawdopodobnie nawet nie jadąc na sto procent możliwości i tak zostałby mistrzem świata. W sezonie 2023 przecież wygrał mimo braku udziału w jednym turnieju. Wszyscy pamiętamy jego słynne, bardzo kontrowersyjne wykluczenie w Vojens. Miał wtedy zły kevlar. Bartosz jednak non stop powtarza, że nadal są rzeczy, których o żużlu nie wie i szuka w sprzęcie nowych rozwiązań. Jest przy tym uparty i skrupulatny, co najlepiej obrazuje sytuacja opisywana przez Dominika Kuberę. Efekty takiego podejścia są jak widać piorunujące. Zapewne dopóki zawieszeni Rosjanie nie wrócą do GP, Zmarzlik będzie się w nim bawił. Czyli być może będzie się bawił już do końca swojej kariery. Rywali póki co nie widać.