Zmiany we Włókniarzu są nieuniknione. Ułamek za mocno wczuł się w rolę Kamil Hynek, INTERIA: W pierwszym spotkaniu półfinałowym PGE Ekstraligi Tauron Włókniarz przegrał z kretesem na własnym torze z Platinum Motorem Lublin (37:53) i raczej stracił szanse na złoty medal. Więcej jednak niż o jednostronnych zawodach mówiło się o kuchni meczu w Canal+, która ukazała, że źle się dzieje w częstochowskim parku maszyn. Kamil Cieślar, ekspert stacji Eleven, były zawodnik Włókniarza Częstochowa: Nie demonizowałbym aż tak bardzo wydarzeń sprzed prawie dwóch tygodni. Jak ktoś szuka sensacji, to zawsze je znajdzie. W telewizji zobaczyliśmy kilkuminutowy urywek z ponad dwugodzinnego meczu. Wyłowiono smaczki i tyle. Każdy chce sprzedać produkt w sposób jak najbardziej atrakcyjny, żeby przyciągnąć widownię. Przecież nikt pokaże nam zawodników, co chwilę klepiących się po plecach i zbijających "żółwiki", bo to byłoby nudne. Ale chyba nie powiesz mi, że ktoś zrobił z igły widły? - I tak i nie. Nie jest idealnie, nieprzypadkowo znów w Częstochowie wyszły "dymy" z trenerem w roli głównej, który dla masy odbiorców jest za grzeczny na takie skupienie wyrazistych postaci w ekipie. Ale to wynik determinuje atmosferę w zespole. Gdyby Włókniarz wygrał dziesięcioma punktami i miał świetne położenie przed rewanżem, większość mediów machnęłaby ręką na parkingowe rewolucje, a połowa miejscowych kibiców w międzyczasie poszłaby na kolanach pod Jasną Górę. Autorytet trenera Lecha Kędziory został jednak w tym materiale mocno nadszarpnięty i chyba nikt nie ma wątpliwości, że jego dni w klubie z Częstochowy są policzone. - Zmiany są nieuniknione, pan Leszek też chyba jest już zmęczony powoli kończącymi się rozgrywkami. Włókniarz cały sezon ma mocno w kratkę. Zespół jedzie poniżej potencjału, a z Motorem zaprezentował się beznadziejnie. Wtedy być może wszystkim się po prostu też ulało. W parkingu panował bałagan, brakowało dowódcy, menedżer Dymek krzyczał do Kędziory, a ten prosił, żeby nie robić z niego idioty. Na to do akcji wkracza nowy trener juniorów - Sebastian Ułamek, który daje sobie rękę uciąć za Kacpra Worynę, po czym ten pakuje się w taśmę. - Ułamka oddelegowano do opieki nad młodzieżą więc jego mieszanie się w kompetencje sztabu szkoleniowego i przejmowanie inicjatywy w boksach seniorów było słabe i niezrozumiałe. Jego obowiązkiem jest podróżowanie na zawody typu U24, DMPJ i tam granie szefa. Proporcje zostały zachwiane, Sebastian za mocno wczuł się w nieswoją rolę. Uważam, że w tej sytuacji prezes Świącik powinien przywołać Ułamka do porządku. Kędziora dał sobie wejść na głowę? To zawodnicy przestawiali doświadczonym trenerem, zamiast on nimi? - Z boku tak to może wyglądać, ale my ogólnie lubimy za szybko wyciągać wnioski. Nie wiemy, co dzieje się w tygodniu poprzedzającym mecz, nie ma nas w środku drużyny. Nikt nie uwierzy w bajkę, że zawodnicy olali półfinał z Motorem, bo chcieli dopiec trenerowi. To są emocje, finał się oddalał, pachniało pogromem. Wysyłają Świącika na trybuny. Szef Motoru też nie popija drinków z palemką w loży VIP Prezes Włókniarza - Michał Świącik jest blisko zespołu, bacznie obserwuje swoich podopiecznych. - To bardzo analityczny umysł, szybko wyciąga wnioski, ale zanim podejmie jakąś ważną decyzje musi przespać się z tematem. Czasami zastanawiam się, czy prezes nie jest nawet za dobrym i za miękkim człowiekiem. Znamy się prywatnie ponad dziesięć lat i to facet do rany przyłóż, muchy by nie skrzywdził. Bywa, że puszczą mu "lejce", ale jest tylko człowiekiem. W pomeczowym wywiadzie nie poszedł za ostro? Tam oberwało się wszystkim, a sam prezes uciekł się do stwierdzenia, że właściwie to on puszcza tylko przelewy, a za resztę odpowiadają ludzie, których zatrudnia. Wiele osób odebrało słowa Michała Świącika jako próbę ucieczki od odpowiedzialności. - Faktycznie niektórym ta wypowiedź nie przypadła do gustu, ale mnie się wydaje, że prezes chciał wstrząsnąć zespołem. To było nieformalne uderzenie pięścią w stół. Zobaczyliśmy twarz faceta-prezesa wkurzonego, a Włókniarz ma jeszcze o co walczyć. Obrona brązu osłodziłaby ten dziwny sezon. Czyli prezes w ten sposób wkroczył do akcji? - Każda osoba inaczej rozładowuje stres. Ludzie różnie reagują. Zgadzam się jednak, że w klubie muszą zajść radykalne zmiany, aby coś ruszyło do przodu. I to dobrze, że Świącik krąży po parku maszyn, zamiast siedzieć ze sponsorami i gośćmi w loży VIP? Zdaje sobie sprawę, że to kwestia stara jak świat, ale ona będzie wracać po każdym takim wystąpieniu. - Wszyscy konsekwentnie wyrzucają prezesa na trybuny, a moim zdaniem to strasznie przereklamowana historia. Prezes Kępa z Motoru również kręcił się po parkingu, ale jego do popijania drinków z palemką nikt już nie wypychał. A teoria, że Świacik patrzy szkoleniowcom na ręce? - Gdyby miał zapędy menedżerskie uzyskałby papiery instruktora i pozbyłby się ze dwóch etatów w klubie. Będę go bronił, bo jestem przekonany, że on także musiał się gęsto tłumaczyć partnerom, którzy oczekują wyniku, a łożą na klub kolosalne pieniądze. Telefon prezesa grzał się przez kilka dni. Włókniarz potrzebuje menedżera z zewnątrz? - Jarek Dymek zjadł zęby na żużlu, to odpowiedni gość na odpowiednim miejscu, ale po paru sezonach eksperymentów, Częstochowa nie ma raczej wyjścia i musi postawić na jakiś fest charakter, który poskłada to towarzystwo do kupy i okiełzna gwiazdy, bo materiał uwidocznił, że nie wszyscy członkowie orkiestry używają tych samych nut. Chociaż dalej utrzymuję, że to zobaczyliśmy na ekranie telewizorów jest skrzętnie wyselekcjonowanym mięsem. Masz swojego kandydata? W kuluarach da się słyszeć, że blisko Włókniarza jest Jacek Frątczak. - Żużel to cholernie specyficzna dyscyplina. W jednym roku wybudują ci pomnik, a w następnym wytaplają w błocie. Dotyczy to całego środowiska. Nie podam swojego typu, ale mogę przybliżyć nieco profil. Prezes Świącik daje do ociosania świetną ekipę, brakuje kropki nad "i". To nie mogą być "ciepłe kuchy", a prawdziwy motywator z twardą łapą, który nie będzie miał problemu z komunikacją. Dodałbym jeszcze posłuch w drużynie. - Tylko, że rynek jest ograniczony i to jest chyba największy problem. Niedopuszczalne zachowanie Madsena. Cieślar krytykuje Duńczyka A Leon Madsen nie pozwala sobie na za dużo? Duńczyk jest kapitanem z najdłuższym stażem w Częstochowie, ale można odnieść wrażenie, że to on jest tym zapalnikiem w parkingu, od którego wychodzi chaos i różne zajścia. W skrócie, czy Marcin Musiał w programie Eleven nie trafił w punkt z diagnozą kłopotów Włókniarza, że od dawna kreuje się jeden wyraźny lider, dorzucane są nowe ogniwa, ale wszyscy i tak tańczą wokół niego? - Że takie zgniłe jabłko? Hm, wolałbym nie wydawać jednoznacznych, krzywdzących osądów. Z tego co się orientuję zawodnicy mają dobry kontakt z Leonem. A w jaki sposób interpretować okoliczności, w których Madsen odmawia występu w jednym z biegów, bo nie podoba mu się moment wysłania go z rezerwy taktycznej? - To akurat niedopuszczalne. Pytanie, czy to wina miękkiego trenera, czy daru przekonywania Duńczyka. Zawodnik z topu, wyróżniający się wysoką średnią, pierwsza strzelba drużyny nie może się tak zachowywać i podważać decyzji szkoleniowca. Klasowy żużlowiec podkula ogon, "przytakuje" i wio na tor. I jeśli będą tego wymagały warunki nawet pięć razy z rzędu. Wykonać, uszanować, o trudnościach nie meldować? - Włókniarz płaci Leonowi grubą kasę, a poza tym funkcjonuje jakaś hierarchia. Trener jest nad zawodnikiem i trzeba znać swoją pozycję w szeregu. Właśnie to m.in. zasugerował redaktor Musiał, że Madsen trochę się panoszy i wszystko jest grabione pod niego. Poszedł wyraźny przekaz, że jeśli nadarzy się okazja Włókniarz powinien rozważyć wymianę Leona na innego żużlowca ze ścisłej czołówki. - Jeżeli drużyna ma granaty w szatni, to bierzesz kogoś, kto je rozbroi, albo da motywacyjnego kopa w cztery litery. Nie pokusiłbym się o osąd, że Leon, to zło Włókniarza numer jeden. Od głaskania był milusiński Kędziora? - Wracamy odrobinę do wyjścia. Bliżej szatni jest prezes Świącik. On będzie miał twardy orzech do zgryzienia, jakiego impulsu i materiału ludzkiego użyć, żeby tę drużynę rozbujać. Ale okres ogórkowy sprzyja zimowym przemyślaniem przy kominku (śmiech).