Nicki Pedersen to jedna z najbardziej barwnych postaci żużla. Nikt nie potrafi przejść obok niego obojętnie. Jedni go kochają, inni nienawidzą. Kiedy zakłada kask, zmienia się w innego człowieka, który potrafi nadepnąć rywalom na odcisk. Nawet tak spokojny zawodnik, jak Greg Hancock rzucił się na niego z pięściami, a Matej Zagar nazwał go "kut***". W Danii prawie każdy wie, kto to jest Pedersen. Tam jest celebrytą. Zapraszali go do "Tańca z gwiazdami", ale nie chciał się wygłupiać. Wpuścił jednak kamery do swojego domu i wszyscy mogli zobaczyć reality show z jego udziałem. Nazywali go "Księciem Monako" W najlepszym okresie swojej kariery Nicki Pedersen miał łączny przychód z żużlowej działalności (kontrakty, umowy sponsorskie) przekraczający 7 milionów złotych. Nic dziwnego, że po kilku dobrych sezonach stać go było na mieszkanie w Monako (nazywali go wtedy "Księciem Monako"). Równocześnie budował 470-metrowy dom z basenem w rodzinnej Danii. I od jakiegoś czasu Pedersen układa sobie życie właśnie w Danii, choć 470-metrowy dom sprzedał i zamienił na inny. Luksusy? Wciąż je uwielbia. Każdą zimową przerwę spędza w Dubaju ze swoją partnerką Nataschą Ohlin-Hoe. To wszystko jednak kosztuje, dlatego Nicki ani myśli rezygnować z jazdy w polskiej lidze. Mimo 46 lat nie będzie miał problemu ze znalezieniem pracy Ten sezon nie jest dla niego jakoś specjalnie udany. Po ciężkich kontuzjach Pedersen miał duże trudności z jazdą na wymagających torach. Zdarzało się, że nagle zostawiał zespół i rezygnował ze startów. W najlepszym razie zaliczał kolejne biegi, jadąc z tyłu stawki. Zdrowie nie pozwalało mu na więcej. Gdy jednak nawierzchnia była dobrze przygotowana, twarda i równa jak stół, to Pedersen szalał, zdobywając sporo punktów i pokazując, że wciąż może być liderem drużyny. Jeśli do tego dodamy, że jest deficyt dobrych zawodników, to staje się jasne, że Pedersen mimo 46 lat nie będzie miał problemu ze znalezieniem pracy. W tym roku już zarobił 1,5 miliona złotych W tym roku Pedersena obowiązuje 2-letni kontrakt z GKM-em. Kiedy go podpisywał, zagwarantował sobie 700 tysięcy złotych za podpis na umowie i 7 tysięcy za punkt. Oferta Pedersena na 2024 została przez niego samego delikatnie zmodyfikowana. Chciałby dostać 800 tysięcy za podpis i 8 tysięcy za punkt. Jeśli ktoś mu tyle da, to jest w stanie zarobić nawet 2 miliony złotych. Zakładając, że zdobędzie 140 punktów w sezonie. A na 140 punktów Pedersena zdecydowanie stać. W tej chwili ma 101 punktów i 4 bonusy, a przed GKM-em jeszcze dwa mecze rundy zasadniczej i być może jakieś występy w play-off. Łatwo policzyć, że Pedersen dotąd podniósł z toru 728 tysięcy, a jeśli do tego dodamy kwotę za podpis, to możemy stwierdzić, że jego tegoroczny przychód z polskiej ligi wynosi już 1,428 miliona złotych. A na tym się najpewniej nie skończy.