W czwartek oficjalnie potwierdzono, że przyszłoroczny cykl GP zostanie zainaugurowany na Stadionie Narodowym w Warszawie. Tzw. dziką kartę otrzyma Tomasz Gollob, dla którego ten start będzie pożegnaniem z cyklem. - Życzyłbym sobie, aby w finale wystąpiło czterech Polaków. Jeżeli miałbym szansę na zajęcie drugiego miejsca, to pozwoliłbym wygrać Tomkowi - w żartobliwym tonie powiedział Kasprzak. W przyszłym roku udział w GP ma zapewniony trzech Polaków: oprócz wicemistrza świata Kasprzaka, również ósmy w klasyfikacji końcowej Jarosław Hampel oraz Maciej Janowski (z GP Challenge). - Do tej pory mierzyłem w podium. Pracowałem na to 15 lat i wreszcie się udało. Moim kolejnym celem jest tytuł mistrza świata - podkreślił. W maju Kasprzak uległ wypadkowi w niemieckim Landshut, w wyniku którego doznał kontuzji kolana. Miał się poddać operacji więzadeł. - Miałem sporo pecha, więc w trakcie sezonu trzeba liczyć też na szczęście. Teraz tylne wiązadło już jest w porządku. Jednak do gry w squasha i jazdy motocyklem crossowym zakładam ortezę. Jeżeli zdecydowałbym się na operację, musiałbym poświęcić osiem miesięcy. Dopiero w marcu mógłbym chodzić, więc nie przygotowałbym się do sezonu. Muszę poradzić sobie z tą nogą, taką jaka jest w tym stanie - przyznał Kasprzak. Jednocześnie podkreślił, że rywalizacja na torach tymczasowych - a taki będzie zbudowany w Warszawie, jest specyficzna. - Wyniki pokazują, że dobrze się czuję na tego rodzaju torach, bo często jestem na podium. Jednak to zawsze są specyficzne zawody, bo materiał na torze jest świeży i nierozjechany. Składa się głównie ze żwiru z małą ilością gumy, więc może być bardzo równy, a wówczas będzie decydował tylko start - powiedział zawodnik Stali Gorzów Wlkp. Oprócz specyficznej nawierzchni zawodnicy mogą spodziewać się również głośnego dopingu. - Kiedy jeździliśmy w Cardiff, to słyszeliśmy doping dwóch-trzech tysięcy Polaków. W Warszawie natomiast praktycznie cały stadion będzie wypełniony naszymi rodakami, więc na pewno będzie jeszcze głośniej. To wiąże się z tym, że na starcie nie słychać zbyt dobrze motocykla. Poza tym sztuczne światło powoduje, że cienie padają z różnych stron, a wówczas nie wiadomo, z której strony zaatakuje rywal. Dla każdego z nas zawody na jednorazowych torach są ciężkie. Który z nas trafi z ustawieniem dyszy, zapłonu i zębatki, ten wygra - wytłumaczył wicemistrz świata z poprzedniego sezonu. Sprzedaż biletów rozpocznie się 1 grudnia. Najtańsze będą kosztowały 49 złotych. Podobnie jak wcześniej, w następnym sezonie odbędzie się 12 turniejów GP. Cykl zostanie zakończony w Australii.