Artur Gac, Interia: Śledził pan zeszłotygodniową konferencję prasową z udziałem Tomasza Golloba? Krzysztof Cegielski, były żużlowiec: - Tak, oglądałem. Co w szczególny sposób przykuło pana uwagę? - Mam bezpośredni kontrakt z Tomkiem, a także z osobami, które są obok niego. Dlatego mniej więcej cały czas wiem, co się z nim dzieje. A sama konferencja... Przede wszystkim cieszę się, bo podejrzewam, co może czuć Tomek i jakie może mieć objawy fizyczne oraz mentalne. Wiem mniej więcej, jak on teraz wygląda zwłaszcza w sferze psychicznej. Co pokazała ta konferencja? - Ukazała, że Tomkowi jeszcze daleko do ustabilizowania formy fizycznej i psychicznej. To wszystko jeszcze przed nim. Zwróciłem uwagę na, w pewien sposób, nieswój głos Golloba oraz oczy, przepełnione wzruszeniem i emocjami. - Kibice i generalnie ludzie chcieliby widzieć herosa, które wyjdzie i powie, że nic się nie stało i wszystko jest w porządku. Tymczasem każdy inaczej reaguje po tego typu urazach. To bardzo poważna sprawa... Wiem doskonale, na czym to polega i zdaję sobie sprawę, że każdy inaczej zachowuje się, gdy dotrze do niego to, co się stało. Bywają bardzo skrajne reakcje? - Znam ludzi, którzy bardzo źle reagowali na tego typu sytuacje i z upływem czasu radzili sobie coraz gorzej. Z drugiej strony ja przeszedłem podobną drogą. Gdy dzisiaj ktoś mnie pyta, jak oceniam to wszystko z perspektywy czasu, to muszę stwierdzić, że nie było wcale tragicznie. Więcej, nie było żadnego dnia, który powodowałby u mnie psychiczne załamanie. Wiem też, że różne osoby, gdy odwiedzały mnie na początku w szpitalu w Szwecji, gdzie przebywałem przez trzy miesiące, przychodziły do mnie z pewnym dystansem. Nie wiedziały, co zobaczą, kogo, w jakim nastawieniu i jak mnie mają pocieszać. A wychodziły bardzo pozytywne i radosne. Dlatego mogę powiedzieć, że całą tę drogę udało mi się przebrnąć zupełnie bezboleśnie, pewnie też dzięki warunkom i opiece w Szwecji, na tamten czas wyjątkowo dobrej. Ale też wiem, że można to przejść zupełnie inaczej, z dużo większymi problemami i trudnościami, przede wszystkim tymi mentalnymi. Gollob od początku otrzymuje gigantyczne wsparcie. - To prawda, Tomek ma wielu kibiców i wszyscy go motywują. Jednak nie zapominajmy o jednym... Nawet jeśli Tomek pracuje cały dzień, to na samym końcu - wieczorem lub wcześnie rano - gdy kładzie się spać i budzi, jest z tym wszystkim sam. Dlatego tak naprawdę sami, we własnych głowach, musimy sobie z tym poradzić, co na pewno jest najtrudniejsze. Gdy wszyscy interesują się naszymi losami, a w dodatku jesteśmy czymś zajęci, robi się fajnie, miło i przyjemnie. Tyle że w pewnej chwili zamykają się drzwi i pacjent zostaje sam. To już jest bardzo trudne wyzwanie. Nieprawdopodobną historię napisało życie naszej narciarki Karoliny Riemen-Żerebeckiej, która w marcu uległa wypadkowi na treningu i walczyła o życie, a teraz szykuje się do startu na igrzyskach olimpijskich w Pjongczangu. Wyznała, że w okresie leczenia i rehabilitacji, mimo spektakularnych postępów w zasadzie z dnia na dzień, przez pierwsze trzy miesiące codziennie płakała. - (głęboki wdech) Wiele osób rozmawiało ze mną na ten temat, w różnym okresie po kontuzji i zawsze mówiłem, że nie płakałem. W istocie tak było, naprawdę. Nie wiem akurat dlaczego, ale w taki sposób udało mi się przejść to wszystko bezboleśnie. Nie traktuję tego wypadku i całego urazu, jako traumatycznego przeżycia. To powtarzam na każdym kroku, od samego początku, a minęło od wypadku już kilkanaście lat.