- Szwecja jest dla mnie faktycznie bardzo szczęśliwa, ale potrzebowałem bardzo tego sukcesu. Po wpadce, jaka miała miejsce w Pradze, koniecznie trzeba było jakoś zmniejszyć dystans dzielący mnie od Nicki Pedersena. Udało się to zrobić w sobotni wieczór i dlatego jestem zadowolony - podsumował Leigh Adams na łamach oficjalnej strony internetowej Speedway Grand Prix. Australijczyk w minioną sobotę uzbierał 19 punktów. Wyprzedził lidera cyklu - Nickiego Pedersena - który odpadł w półfinale imprezy. Dzięki temu Adams odrobił trzy punkty do Duńczyka, ale pomimo tego dystans ich dzielący jest wciąż olbrzymi, bo wynosi 24 "oczka". Zawodnik z antypodów w obu szwedzkich odsłonach walki o tytuł indywidualnego mistrza świata zdobył łącznie 40 punktów. W Eskilstunie w maju triumfował bowiem z dorobkiem 21 "oczek". Okazało się, że w kraju "Trzech Koron" Australijczyk nie ma sobie równych. Przed sobotnimi zawodami Adams podkreślał, że jest to jedna z najważniejszych w tym roku rund. By myśleć o dogonieniu Nickiego Pedersena "Kangur" musiał zniwelować dzielącą ich różnicę. Wzrosła ona znacznie po tym, jak przed dwoma tygodniami w czeskiej Pradze Duńczyk wygrał, a Adams był dopiero VII. Co prawda trzy "oczka" przez niego odrobione, to wynik daleki od ideału, ale mimo wszystko dają one nadzieję na nawiązanie walki. Kolejna impreza odbędzie się 25 sierpnia w łotewskim Daugavpils. Przed rokiem Adams radził tam sobie nie najlepiej. W turnieju zainkasował zaledwie 8 punktów. Nicki Pedersen czuł się na Łotwie wyśmienicie, o czym świadczy jego wysoka III pozycja. Jak będzie w tym sezonie? Konrad Chudziński