Za mediami Jakub Kępa nie przepada. Woli po cichu robić swoje. Przy tym jest niezwykle skuteczny. W 2017 zbudował od podstaw żużlowy klub, który dwa lata później, po dwóch awansach z rzędu, zadebiutował w PGE Ekstralidze. W 2021 już bił się o złoto, teraz znowu jest w finale. Jakub Kępa trzy lata namawiał Bartosza Zmarzlika Nie zatrzymuje się, nie daje za wygraną. W lutym tego roku, po trzech latach żmudnych negocjacji i budowania dobrych relacji towarzyskich z rodziną Zmarzlików namówił mistrza świata Bartosza Zmarzlika na transfer do Motoru. Mówią jednak, że jak Kępa się na coś uprze, to gotów jest rozbić namiot pod domem zawodnika i siedzieć tam tak długo, aż ten ustąpi. Kępa to nazwisko, które w Lublinie otwiera wszystkie drzwi. Jego tata Marek był dobrym zawodnikiem. Został nawet wybrany sportowcem 50-lecia w Lublinie. Słynął z profesjonalizmu, był pionierem w wielu sprawach. Był pierwszym żużlowcem, który przeszedł na zawodowstwo. Po zakończeniu kariery prowadził salon Opla. Od 1999 kieruje rodzinną firmą Kępa Auto-Centrum. To największe centrum napraw w Lublinie. Żużel poznał dzięki tacie Jakub Kępa dzięki tacie poznał sport od środka. Jeździł z nim na mecze, w pewnym momencie pomagał mu przygotowywać motocykle do zawodów. Ma pojęcie o mechanice. Kiedyś nawet marzył o sportowej karierze. Nie w żużlu, lecz w motocrossie. Jeździł cztery lata i dał sobie spokój. Głównie przez kontuzje. Wyleczył jedną, a już łapał następną. Chyba zrozumiał, że to nie dla niego. Zanim otworzył rozdział klubowy, to zorganizował w Lublinie mecz Polska - Mistrzowie Świata. To był 2013 rok. Dwa lata później wrócił z cyklem Polish Speedway Battle, w którym nasza reprezentacja mierzyła się z innymi zespołami stworzonymi z największych gwiazd. W 2017 był już Motor. Jego zdjęcie z Łagutą, to był dla wielu szok Kępa przez pierwsze dwa lata był niemal wyłącznie chwalony i stawiany za wzór. Po awansie do Ekstraligi wiele się w tej kwestii zmieniło. Pojawiły się zarzuty, że psuje rynek oferując zawodnikom nawet 10 tysięcy za punkt. On sam zaprzeczał, ale ludzie wiedzieli swoje. Nikt nie kupował tłumaczeń prezesa, zwłaszcza że przyzwyczajeni do wygody zawodnicy nie chcieli wiązać się z oddalonym od żużlowego centrum Lublina. Kontraktowanie pierwszego składu na Ekstraligę szło opornie do tego stopnia, że Kępa sięgnął po Grigorija Łagutę, który wcześniej miał obiecać kontrakt na sezon 2019 prezesowi ROW-u Rybnik. To miała być swego rodzaju pokuta za to, że wcześniej klub spadł przez niego (przez jego dopingową wpadkę) z Ekstraligi. Kępa miał położyć na stole 800 tysięcy za podpis, 8 tysięcy za punkt i 6,5 tysiąca w ramach zwrotu kosztów przejazdu. W Rybniku stał się wyklęty, a zdjęcie Kępy ściskającego dłoń Łaguty doprowadziło prezesa ROW-u do szału. Gdy niedawno Marcin Najman chciał zorganizować walkę żużlowych prezesów w klatce, to wiedząc o animozjach między Kępą i Krzysztofem Mrozkiem, zwrócił się do nich z propozycją. Mrozek był bardzo zainteresowany. Prezes Kępa też ma swoją czarną listę Po tamtej akcji różnie mówiono o Kępie. Jest jednak wiele przykładów na to, że on też ma zasady. Gdy Greg Hancock wystawił go do wiatru w sprawie kontraktu na 2018, to potem już nie chciał o nim słyszeć. Gdy niedawno Mikkel Michelsen nagle zburzył wcześniejsze ustalenia i zażądał o 200 tysięcy złotych więcej za podpis i 2 tysiące więcej za punkt, to dłużej z nim nie rozmawiał. Odpuścił. Gdy mimo wielu zabiegów nie udało mu się ułożyć relacji z Maksymem Drabikiem (dystansował się od zespołu, nawet nie przebierał się z innymi w klubowej szatni), to uznał, że po sezonie 2022 trzeba definitywnie tę współpracę zakończyć. Kępa wbrew temu, co mówią inni, nie określa siebie mianem człowieka rozrzutnego, który oferuje zawodnikom wirtualne pieniądze. Jedynie dopasowuje się do trudnego żużlowego rynku. Jest brokerem ubezpieczeniowym z licencją, więc pojęcie o finansach musi mieć. Całkiem niedawno w Lublinie zarzucano mu, że dba przede wszystkim o własną kieszeń. Dziennik Wschodni napisał, że kadra zarządzająca Motoru kasuje 550 tysięcy rocznie. Z tego przynajmniej 240 tysięcy ma trafiać do kieszeni prezesa Kępy. Prezes Motoru zarabia, jak biedny menadżer Sprawa zarobków prezesa rozgrzała czytelników. Zwłaszcza że do budżetu Motoru wpływają też pieniądze z miejskiej kasy. Prawda jest jednak taka, że dobry menadżer kasuje około 70 tysięcy miesięcznie, a te 20 tysięcy to gaża "biednego" menadżera. Prezesa Motoru bardziej należałoby rozliczać z tego, co wnosi, a tu nie ma się do czego przyczepić. Budżet na ten rok sięga 20 milionów, a w przyszłym sezonie ma być jeszcze większy. O Motorze mówi się "rządowe pupilki", "ulubieńcy ministra Jacka Sasina", ale z punktu widzenia klubu najważniejsze jest to, że prezes Kępa dzięki przeróżnym zabiegom zdołał przyciągnąć spółki skarbu państwa do klubu. Strumień pieniędzy z Bogdanki i Grupy Azoty to jednak nie wszystko, bo Kępa umiejętnie porusza się między partyjną prawicą i lewicą. Od miasta zarządzanego przez prezydenta z PO klub dostaje średnio 4 miliony rocznie. Buduje market, szykuje się na życie bez żużla Kępa w ciągu kilku lat stał się jednym z najbardziej wpływowych działaczy żużlowych w Polsce. Jego tata Marek został niedawno członkiem rady nadzorczej Ekstraligi Żużlowej. Z kolei Jakub ma dostęp do ucha prezesa Ekstraligi Wojciecha Stępniewskiego. Wydaje się jednak, że nie wiąże swojej przyszłości z żużlem. Na początku tego roku lokalne media doniosły, że buduje market, jedną z niemieckich sieciówek. Inwestycja kosztuje ponad pół miliona, a przygotowując teren pod halę, wycięto blisko 50 drzew. Teraz jednak dla Kępy najważniejsze jest to, czy wygra niedzielny finał ze Stalą Gorzów. Jego Motor ma 12 punktów do odrobienia. W klubie jest pełna mobilizacja. Prezes obiecał zawodnikom ekstra-premie za złoto. Po jego zdobyciu cały Lublin ma świętować do białego rana. Czytaj także: Cugowski o transferze Zmarzlika: Tego nie przebije