Na początku okresu transferowego żyliśmy akcją Zooleszcz GKM-u Grudziądz, który przedstawił Krzysztofa Kasprzaka jako hot-doga. Klub miał za złe zawodnikowi, że ten zmienił ustalenia i niejako zostawił go na lodzie. Kasprzak był wściekły, rozważał oddanie sprawy do sądu, ale wszystko rozeszło się po kościach. Teraz kluby znów w ciekawy sposób "odgryzają się" byłym żużlowcom, przy okazji popularnego, ale dla wielu męczącego już trendu w mediach społecznościowych. Od kilku dni mnóstwo jest fikcyjnych informacji o rzekomym związku klubów np. z ich byłymi żużlowcami. Unia Leszno zrobiła tak wobec Jasona Doyle'a, który niedawno odszedł z klubu. - Na moje nieszczęście widziałem to. Czy to lepsze niż Kasprzak w formie parówki? Żadne z tych rozwiązań mi nie przypadło do gustu. Jedną z najważniejszych zasad marketingu jest to, by się czymś wyróżnić. Tu nie ma miejsca na sztampę. A ja widzę po prostu akcję na zasadzie "kopiuj-wklej". Każdy robi to samo, tylko zmienia bohaterów. To chyba ma być śmieszne, ale raczej nie tędy droga - komentuje całą akcję Jacek Gumowski, który odpowiadał niegdyś w Gorzowie za marketing właśnie. Parówka była zła, ale związki też są złe Należy się zastanowić, która z wersji wbicia szpileczki byłemu zawodnikowi jest lepsza - ta grudziądzka czy może ta leszczyńska. - Żadna z nich nie przypadła mi do gustu. O tej akcji ze związkami mówiłem już wcześniej, a co do tej z GKM-u to byłoby to ok, gdyby to wszystko nie wyszło na światło dzienne. Takie pranie brudów niczemu dobremu nie służy, bo zawodnika postawiono naprawdę w nieciekawym świetle. A kto wie, przecież w przyszłości drogi Kasprzaka i GKM-u mogą się jeszcze zejść. W żużlu widzieliśmy już takie historie. Lepiej budować mosty niż je palić - słyszymy. Oczywiście należy zauważyć, że kluby żużlowe od jakiegoś czasu coraz chętniej biorą udział w różnego rodzaju łańcuszkach i akcjach w mediach społecznościowych, a to bezsprzecznie działa na korzyść całej dyscypliny. We wszystkim niemniej należy jednak znać granice, a postów o "związkach" żużlowych jest już trochę zbyt dużo, co wielu po prostu męczy. Ta sama śmieszna rzecz powtórzona po raz 20-sty czy 30-sty zaczyna zwyczajnie drażnić, a chyba nie o taki efekt w tym wszystkim chodzi. Zobacz również: Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata Rzucił się na niego z pięściami. Inni bili mu brawo